Zysk i S-ka, Poznań 2012.
Pomysł na życie
Zaczyna się rozkręcać sezon na miłe wakacyjne lektury z sympatyczną miłością w tle i optymistycznymi fabułami. Dlaczego nie cieszyć się tym, powtarzanym przecież cyklicznie, trendem na rynku wydawniczym? Czasem przecież każda czytelniczka, choćby na co dzień sięgała wyłącznie po pozycje ambitne, ma ochotę na beztroską lekturę z serii baśniowych obyczajówek podbarwionych romansem. Tymczasem Katarzyna Olszaniecka w swojej książce „Oddam serce w dobre ręce” próbuje nieco zmieniać schematy literatury rozrywkowej modnej w ostatnich latach, stawiając na oryginalność w kształtowaniu życiorysu swojej bohaterki. To więc jednocześnie obietnica zrealizowania „wakacyjnego” scenariusza i odświeżenie struktur powieści tego typu – w efekcie odbiorczynie dostaną historię z posmakiem tajemnicy.
Rina ma prawie czterdzieści lat i od kilku lat jest wdową. Mieszka z ukochanymi zwierzętami, przeważnie ocalonymi od śmierci, ma wierne przyjaciółki, a pomocą służy jej Karol, sąsiad i szwagier. Pewnego dnia w życiu tej bohaterki pojawia się Igr – mężczyzna przystojny (choć przesadnie ozdobiony tatuażami), były żołnierz Legii Cudzoziemskiej, inteligentny, ale i tajemniczy. Wychodzą na jaw sekrety z przeszłości, a kilka osób wie o egzystencji Riny więcej niż ona sama. Autorka zadbała o to, by odbiorczynie miały szansę na dreszczyk emocji – bo chociaż już sama kreacja bohaterki pobrzmiewa nie do końca prawdopodobnie (a może inaczej: zbyt odbiega od schematów w literaturze rozrywkowej i spotykanych w życiu scenariuszy, by łatwo było w nią uwierzyć), dlaczego by nie dać się ponieść intrydze? Olszaniecka proponuje rozrywkę, która pozwoli oderwać się od zwykłego życia i przypomina, jak ważni są prawdziwi przyjaciele. Zmienia scenerię, wysyłając Rinę z przyjaciółką na wakacje, porusza temat związków w kilku wersjach, a od czasu do czasu buduje bardzo komiczne scenki. By dopełnić wachlarza emocji, sięga i po odrobinę grozy w postaci niewyjaśnionych dawnych spraw (w warstwie narracji podpiera się tu krótkotrwałą zmianą narratora, co daje zadziwiająco dobry efekt).
Sporo się w tej powieści wydarza, obok najważniejszego nurtu fabuły istnieje cała masa spraw – od przykuwających uwagę po całkowicie nieważne. Bohaterka żyje chwilą, a jej egzystencja znajduje odzwierciedlenie w setkach nieznaczących zajęć. Na szczęście Olszaniecka panuje nad nimi i nie wprowadza zbędnego chaosu w życie Riny, a tym samym oszczędza zamętu odbiorczyniom – chociaż i tak za sprawą tych licznych drobiazgów wydaje się, że powieść mknie bardzo szybko. Narrację prowadzi autorka dość zgrabnie, jedynym mankamentem na samym początku jest próba upychania w dialogach niezbędnych wiadomości. Brzmi to nienaturalnie, jakby postacie cierpiały na zaniki pamięci i musiały sobie nagle, mimo długiej przyjaźni, przedstawiać szczegóły z życia. Ale problem znika, kiedy wszyscy są już przedstawieni i stają się bliscy czytelnikom – można już czytać bez obaw.
Olszaniecka nie skupia się na życiu emocjonalnym bohaterki, a przynajmniej – nie tylko. Pozwala jej uczestniczyć w wielu rozmaitych wydarzeniach i obserwować absurdy codzienności – tak, że akcja staje się tu naprawdę urozmaicona i bogata w detale. Jakby na przekór tytułowi, nie ma w tej książce klasycznie kreślonego romansu, jest natomiast humor i pomysłowość. Niedociągnięcia rekompensuje odejście od wielokrotnie powtarzanych rozwiązań i poszukiwanie dla nietuzinkowej bohaterki odrębnego miejsca na ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz