PWN, Warszawa 2012.
Rozmowy o wszystkim
Pięć kobiet rozmawiających z Małgorzatą Gutowską-Adamczyk o sprawach, nad którymi w codziennym zabieganiu nie ma kiedy się zatrzymać. Luźne rozmowy o posmaku filozoficznym. Wyszła z tego lektura tylko dla odbiorczyń o podobnym sposobie myślenia, tu nie ma miejsca na niezgodę i dyskusję. Pisarka jest dość łagodną moderatorką życiowych opowieści i ogólnikowych przemyśleń, ale dość szybko monotonia spostrzeżeń zacznie nużyć. Chwilami przeradza się ta rozmowa w obyczajowy tasiemiec bez fabuły, za to oparty na niezbyt konkretnych a rozbudowanych w przydługie wywody uwagach.
Niewątpliwie na taki a nie inny kształt publikacji wpływ ma dobór rozmówczyń. Wszystkie są identyczne, co zresztą parę razy w książce wypływa jako mankament. Wszystkie realizują się jako żony i matki, dodatkowo aktywne zawodowo. Wszystkie mają podobne zdanie na poruszane tematy – to samo sądzą o miłości, przyjaźni, macierzyństwie, rodzinie, życiu itp. Atmosfera wzajemnego klepania się po plecach nic dobrego przynieść nie może. Zwłaszcza że wszystkie rozmówczynie starają się też co pewien czas zabłysnąć, popisać się cytatem czy sformułować złotą myśl. Celne spostrzeżenia zostają natychmiast pochwalone, a jeśli któraś z „czytelniczek” nie zgadza się z postawioną tezą – ostrożnie i nieśmiało sygnalizuje swoje zdanie, lecz nic z tego nie wynika. Mam wrażenie, że wszystkie rozmówczynie wbiły się w swoje role społeczne, mówią dokładnie to, czego się od nich oczekuje. Nawet w rozmowie o pasjach wszystkie na pierwszym miejscu stawiają czytanie. Kwestie podpisane są imionami – ale gdyby je w lekturze pominąć, uzyskałyby odbiorczynie jednogłosowy wywód, politycznie poprawny, z rzadka ozdabiany indywidualnymi uwagami (łączonymi z określonym doświadczeniem). Gutowska-Adamczyk w pierwszej części chętniej słucha i zadaje pytania, dopiero potem zaczyna włączać się do rozmów – ale wysoki stopień ogólnikowości nie pozwala w pełni cieszyć się lekturą.
Najgorzej wypadają rozdziały, które są sformułowane bardzo ogólnie. Składają się z wielu stereotypów i narzekań. Przemyślenia dla samych przemyśleń nie będą dla czytelniczek atrakcyjne: ile można mówić o czymś, co jest powszechnie znane, w dodatku bez dochodzenia do konstruktywnych wniosków. Czasem aforystyczne wyimki zostają wyróżnione w zapisie – i na dobrą sprawę można by się ograniczyć tylko do nich, a i tak nie wniosłyby do egzystencji odbiorczyń zbyt wiele nowego czy odkrywczego. Trudno będzie tu znaleźć coś co można by wykorzystać we własnej codzienności – rozmówczynie poruszają się cały czas w sferze, co tu ukrywać, banałów. Może komuś ich refleksje wydadzą się odkrywcze, mnie nie przekonały. Charakterystyczne dla pięciu kobiet jest również unikanie tematów niewygodnych. Widać to najlepiej, gdy temat o Polsce i Polakach składa się najpierw z wielowątkowych, lecz nie wywołujących rezonansu kazań, żeby zaraz przejść do znacznie przyjemniejszych kwestii – zapamiętanych z dzieciństwa smaków. Miło, tylko – po co?
Im bliżej końca tomu, tym krótsze są rozdziały. Wprawdzie nie zyskują przez to na konkretności, ale przynajmniej nie przynoszą znużenia. Trudno bowiem szukać przyjemności w tomie, który wartości znane i wielokrotnie przetrawione przywołuje raz jeszcze, i to bez sensownej obróbki, ramy, uzasadnienia. Gutowska-Adamczyk pozwala się wygadać swoim znajomym czytelniczkom – ale i ona musi widzieć że prowadzi to donikąd. Najciekawszym fragmentem książki jest dodatek – wywiad przeprowadzony z Małgorzatą Gutowską-Adamczyk przez internautki (a zwłaszcza jedną – i znowu wytknąć tu trzeba manierę, która każe pierwszym pytającym wypchnąć się na pierwszy plan, za sprawą tworzenia wielopiętrowych konstrukcji; na szczęście większa część wywiadu od tego problemu jest wolna). Zestawienie swobodnej rozmowy z dodanym wywiadem bezlitośnie obnaża pewną prawdę (również i banał), której tu w świadomości czytelniczek zabrakło: żeby mówić, trzeba mieć o czym. Inaczej nie ma sensu męczyć siebie i innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz