Zysk i S-ka, Poznań 2012.
Ze spalonej ziemi
„Niewolnicy słońca” to książka od słońca uzależniona, a napisana w niezwykłym i niespotykanym już rytmie prawdziwej podróżniczej opowieści o sekretach Czarnego Lądu. Antoni Ferdynand Ossendowski prezentuje tu swoją wyprawę po Afryce. Zwykłe obserwacje dotyczące fauny i flory traktuje jako dodatek do barwnej relacji na temat ludzi: Murzyni są dla niego najbardziej interesujący. Spotkanie z Innymi w wykonaniu wielkiego podróżnika sprawia, że chociaż książka ma już niecały wiek i przebrzmiały niektóre z jej tez, a inne uwagi stały się co najmniej niemodne, od lektury nie można się oderwać. Spieczony słońcem kontynent z lat dwudziestych ubiegłego wieku ożywa – a zawartych w nim szczegółów próżno by szukać nie tylko w publikacjach podróżniczych, ale nawet i w powieściach przygodowych.
Ossendowski dzieli opowieść na stematyzowane rozdziały, a właściwie prowadzi ją zgodnie z chronologią wyprawy, tyle że za każdym razem na pierwszy plan wysuwa inne zagadnienie, bardzo często rozpalające wyobraźnię czytelników. Są tu spotkania z ludożercami i polowania, są choroby i poczucie wstydu, gdy biały podróżnik nie potrafi dostosować się do zachowań tubylców. Są opowieści o oswojonej małpce Kaśce, relacje z wypraw i próby zgłębiania tajników zachowań Murzynów. Inny świat bez przerwy intryguje, staje się źródłem kolejnych zdziwień, rzetelnie prezentowanych i analizowanych. Ossendowski potrafi być obserwatorem i reporterem, chłonącym to, co nieznane; próbuje tłumaczyć panujące w Afryce zwyczaje, rejestruje każdy krok stawiany na spalonej słońcem ziemi. Bywa, że sam sobie zaprzecza – polowanie na małpy budzi w nim głęboką niechęć, długo potem natomiast cieszy się strzelaniem do bawołów, porównując to zajęcie do „rozrywki”, jaką zapewniają polowania w kraju.
Autor jest także niezwykle wyczulony na opowieści. Z lubością wplata do „Niewolników słońca” zasłyszane na miejscu legendy, baśnie, mity i fabułki, zawierające do dzisiaj atrakcyjne puenty. Całą książką przenosi czytelników do widzianej przez siebie Afryki – ale w szkatułkowo wbudowanych w tom miniaturach pozwala w pełni rozkoszować się egzotyką narracji. Podobnie jak powracające w reportażowym refrenie słońce, tak i zróżnicowane przecież pod względem treści i przesłania miniatury wyzwalają cały smak zapisków Ossendowskiego.
Niebywale plastyczne są te opisy, pełne barw i dźwięków, jakby autor potrafił niemal z filmową precyzją przenieść do tekstu nie tylko swoje doświadczenia i zmysłowe odczucia, ale też całą esencję afrykańskiego klimatu. Zdaje sobie sprawę z przeżywanej właśnie przygody, a jednocześnie umie zdobyć się na dystans wystarczający do tego, by obrazowo przekazać zaobserwowane fakty. Jest w jego postawie ciekawość podróżnika, dociekliwość badacza, spostrzegawczość reportera, ale i entuzjazm zwykłego człowieka, który dostał szansę spełnienia swoich marzeń. Nie bez przyczyny porównywany jest do Henryka Sienkiewicza: również proponuje mięsiste i kipiące od wyrazistych szczegółów opisy, udanie wypracowaną dramaturgię i celny styl, pasujący idealnie do okoliczności.
Jedynym punktem, który przypomina o długiej historii tomu, stają się rozsiane po narracji drobne wtrącenia powiązane z archaicznym dziś dla wielu systemem wartości, z dżentelmenerią, która staje się przyczyną dziwnych w dzisiejszym świecie skrupułów i wahań. Ale Ossendowski swoim tomem podsyca wyobraźnię, daje się czytać jak klasyk literatury przygodowej a nie tylko podróżniczej – i „Niewolnikami słońca” udowadnia wrażliwość na słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz