Albatros, Poznań 2012 (wyd. II)
Świat ze sceny
Do określenia reguł rządzących quasi-gatunkiem, za jaki uznać można autobiografię muzyka rockowego, nie jest potrzebny słownik. Elementy składowe stereotypowego wyobrażenia zawartości takiego dzieł nie odstają zbytnio od jego faktycznej konstrukcji – w związku z tym wiadomo najczęściej, czego spodziewać się po publikacji stworzonej przy pomocy ghostwritera. I Keith Richards, gitarzysta The Rolling Stones, ze schematu się nie wyłamuje: w swojej autobiografii zatytułowanej po prostu „Życie” pisze to, czego będą się spodziewać fani i w stylu, który jest połączeniem zwierzenia oraz kolokwialnego, momentami lekceważącego tonu. Nie znajdzie się tu natomiast tak odstraszający od rozrachunkowych dzieł porządek czy próba sięgania do odległej przeszłości. Autor pozostaje pełen charyzmy także w tekście i duża w tym zasługa Jamesa Foxa, a w polskiej wersji i Magdaleny Bugajskiej, tłumaczki.
Niby podstawowym tematem „Życia” jest egzystencja muzyka – ale Keith Richards wybiera trzy motywy, do których stale powraca: to stosunki z Mickiem Jaggerem, narkotyki i muzyka. Autor nie stara się uszeregować na osi czasu wszystkich istotnych w jego życiu wydarzeń, woli się skupiać na zapamiętanych emocjach, silnych wrażeniach i obserwacjach, które z jakiegoś powodu utkwiły mu w pamięci. Nie chce precyzyjnie odtwarzać czasów dzieciństwa i młodości, w zamian za to proponuje jednak wyraziste obrazki, które rekompensują czytelnikom pozorny chaos opowieści. Ten styl zresztą najbardziej wciąga i pozwala szybko przejść do tego, co najważniejsze – do kulis powstawania zespołu i kariery Rolling Stonesów.
Najciekawszym ze składników „Życia” okazuje się pisanie o muzyce, a dokładniej – bardzo głębokie analizy dochodzenia do konkretnych brzmień i osiągania określonych dźwięków. Owszem, te partie nie pasują do wizji wyłącznie grającego muzyka, wyglądają raczej jak wyjęte z opowieści świadomego warsztatu krytyka, pozwalają upajać się dźwiękiem i poznawać drogę twórczą artysty. Przy opowiadaniu o muzyce widać pasję i znawstwo, a przy okazji – na jaw wychodzą tematy, o których zwykli odbiorcy nawet by nie pomyśleli.
Richards przedstawia też własne oceny dotyczące ewolucji zespołu i spojrzenie na pogłębiający się konflikt z Jaggerem. Prezentuje przeszłość ze swojej perspektywy i nie zawsze proponuje jednoznaczne do niej komentarze. Nie ukrywa ciemniejszych stron sławy i popularności, zresztą na takie cenzurowanie tematów nie pozwalałby mu wizerunek rockmana. Co pewien czas mówi również o procesie tworzenia piosenek, o inspiracjach i technice pisania, o utworach nieudanych i o przebojach.
Język książki dobrze przystaje do jej bohatera. Jest luzacki, pełen kolokwializmów, a od czasu do czasu i co bardziej wulgarnych zwrotów - nie na tyle często, by przeszkadzało to czytelnikom, jednak w sam raz by podtrzymać wizerunek buntownika, który za nic ma wszelkie zasady. Autor oddaje czasami głos postaciom wstępującym we wspomnieniach, wprowadza też na początku próbki różnych gatunków – jasne, że w kategoriach literackich musiałoby to wypaść słabo, jednak w „Życiu” nie o literaturę przecież chodzi, a o emocje – a na brak tych nie można będzie narzekać. Co ciekawe, ta obszerna książka nie zdąży nikogo znudzić, nie jest typowym dziełkiem tylko dla fanów, nieźle się ją czyta z racji dobrego rozkładu punktów kulminacyjnych i stałego rytmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz