Znak, Kraków 2012.
Decyzje
W takiej przestrzeni trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek tragedię. To przecież miejsce zarezerwowane na relaks, beztroskę, odpoczynek i nieustające szczęście. Tymczasem w „Spadkobiercach” nie ma mowy o wytchnieniu, problemy i zmartwienia się piętrzą, a przy tym trudno jest szukać wsparcia w najbliższych, bo to właśnie najbliżsi potrafią ranić najbardziej. Matt King czuwa przy pogrążonej w śpiączce żonie. Musi zająć się córkami – starsza z nich, siedemnastoletnia Alex, od dawna przeżywa młodzieńczy bunt. Nieposłuszna i bezwzględna musi trochę pomóc ojcu. Przyprowadza ze sobą kumpla, Sida, który wtrąca się w cudze sprawy z całą bezczelnością, a w wolnych chwilach pali marihuanę. Sid imponuje młodszej siostrze Alex, dziesięcioletniej Scottie. Scottie jest na etapie poszukiwania autorytetów i podziwia najbardziej arogancką i wulgarną koleżankę, która ma na córkę Matta bardzo zły wpływ.
Matt musi podjąć decyzje co do przyszłości, a przy okazji odzyskać zaufanie córek i odbudować więzi rodzinne. Musi też poradzić sobie nie tylko z trójką dzieci, ale i z pewnym sekretem żony, który to sekret niespodziewanie wychodzi na jaw. Do tego dochodzi jeszcze kwestia spadku, który może zmienić losy rodziny – bohater nie może w tej sprawie liczyć na pomoc innych, sam powinien zapewniać im wsparcie. Rodzinna tragedia rozgrywa się w scenerii, która mocno kontrastuje z przeżyciami i problemami postaci.
Kaui Hart Hemmings przedstawia rozpaczliwą walkę o zachowanie lub odzyskanie normalności w sytuacjach niejednoznacznych, pozbawionych jednego słusznego rozwiązania. Jedna decyzja może pociągnąć za sobą trudne do przewidzenia skutki i zamiast spodziewanego ukojenia przynieść więcej zmartwień. Przed Mattem nie pojawiają się alternatywne drogi postępowania; bohater będzie musiał samodzielnie wykreować sposoby pozwalające na pogodzenie się z losem. Nie wie, co przyniesie przyszłość i nic nie umożliwia mu choćby snucia przypuszczeń na ten temat.
Opowiadają „Spadkobiercy” o pożegnaniu, ale bez sentymentów i bezustannego zastanawiania się nad przeszłością. Opowiadają o próbie odbudowywania świata po stracie i porządkowaniu na nowo życiowych ról. Nie ma w tej książce niepotrzebnej czułości czy naiwnej wiary w to, że wszystko ułoży się samo. Matt o wszystko powinien walczyć, choć nie zawsze zna reguły gry, a na uwadze musi zawsze mieć i dobro córek. Hemmings nie proponuje ciepłej historii z krzepiącą wizją rodzinnych więzi w tle, woli szorstką niepewność i na chwiejnej podstawie próbuje budować teraźniejszość rodziny Kingów. Co ważne – nie kusi jej tani sentymentalizm, dzięki czemu powieść nie zamieni się w kolejny banalny i płytki romans czy kanwę obyczajowego tasiemca.
Hemmings przekonująco opowiada o ludzkich słabościach i reakcjach na silne emocje. W „Spadkobiercach” nikt nie może stać się opoką dla innych, nawet jeśli tkwi w nich potrzeba posiadania prawdziwego autorytetu. Autorka każe bohaterom samotnie mierzyć się z prywatnymi demonami, mimo pozorów wsparcia, jakie w trudnych chwilach zapewni rodzina. W tej książce prawdziwie silne relacje dopiero się tworzą, czytelnicy są natomiast świadkami rozpaczliwej walki o przywrócenie harmonii, pasującej najbardziej do rajskich Hawajów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz