Trio, Warszawa 2011.
Świadectwo w powieści
Wiele zapewne powstawało zapisków dotyczących czasów PRL-u – prywatnych przeżyć, znajomości i doświadczeń, które czasem zazębiały się z wielką historią. Istotne dla autorów, rzadko kiedy zyskują szansę, by przebić się do powszechnej świadomości – zresztą tylko nieliczne wspomnienia mogą zaintrygować. Nie wystarczy przecież subiektywne odzwierciedlanie faktów i lekkie pióro – trzeba jeszcze umiejętnie połączyć historię dużą i małą, wyważyć proporcje w tekście, nie traktować publikacji wyłącznie jako okazji do zaprezentowania własnych poglądów, jedynie słusznych i powiązanych z próbą przedstawiania siebie jako ideału.
Waldemar Pernach ma do opowiedzenia całkiem sporo, a przy tym jest w stanie przekonać do siebie czytelników. Nie chce jednak zarzucać ich strzępkami wspomnień, więc uzasadnia przytaczanie skrawków przeszłości quasi-fabularną ramą. W szpitalnym pokoju przebywa dwóch pacjentów. Jeden nie chce się zgodzić na tajemniczy zabieg, drugi (zwany Drugim) zachwyca się seksowną pielęgniarką. Żeby zabić czas, obaj powracają pamięcią do czasów powojennych, prezentują młodość w latach 50. i szybko przeskakują do okolic stanu wojennego. Dzielą się wrażeniami i przeżyciami, ze zdumieniem niekiedy odkrywając wspólnotę doświadczeń i podobieństwo losu. W tych zwierzeniach pojawiają się ludzie różni, część z nich podporządkowana jest niemal literackim już stereotypom – i konfidenta, i kombinatora można by w zasadzie przenieść do dowolnej książki poświęconej minionemu okresowi – ale wszystko to przeniknięte jest autentyzmem i prywatnością do tego stopnia, że bez przerwy budzi ciekawość. U Pernacha poglądy zostają zepchnięte na dalszy plan przez fakty: to nie książka agitacyjna a wspomnieniowa, pozbawiona prób uporządkowania życiowego chaosu. Celem jest w niej opowieść, zachowanie pamięci, prywatne świadectwo. Miniaturami z przeszłości autor od początku uwodzi czytelników – a już całkowicie zdobywa ich z chwilą włączenia do tomu „Dziennika pisanego nocami” – zapisków żony Drugiego z jego internowania. Zmienia się tutaj rytm prozy i sposób prowadzenia narracji – z prostego, rzeczowego i opisowego relacjonowania wydarzeń po latach odbiorcy przechodzą nagle w przeżycia spisywane na gorąco, bezpośrednie i nieoszlifowane, emocjonalne, ale i skrótowe, bardziej informacyjne niż literackie, szczere, bezpośrednie i gwałtowne. W tej – centralnej – partii tomu z całą siłą wybrzmiewa bezradność, ale i determinacja. Nie ma tu stylizacji, jest za to komunikat, próba uchwycenia się czegoś pewnego i stałego, chęć odzyskania stabilizacji. Szczery dziennik bardzo dobrze koresponduje z opowieściami dwóch mężczyzn – po nim zwierzenia stają się dłuższe, a uwaga przechodzi z wydarzeń na postawy.
Pernach mimo nie do końca przekonującej ramy dla wspomnień, wybrał najlepszy dla nich możliwy kształt. Fabularyzowanie pozwoliło mu na szybki kontakt z odbiorców, który, skuszony początkowymi niewinnymi skojarzeniami z powojennej Warszawy, nie odłoży książki nawet wtedy, gdy historia zacznie mieć nad bohaterami przewagę. Pojedynek na wspomnienia umożliwia zmienną formę migawek z przeszłości. Autor nie musi dzięki temu wyrównywać i przycinać strzępków anegdot i wrażeń, może tworzyć dynamikę tej (niby) powieści przez operowanie długością miniatur i czytelniczą niepewnością co do tożsamości bohaterów. Od czasu do czasu dyskretnie przemyca jeszcze nawiązania do sztuki, jakby chciał wybić postacie z szarego społeczeństwa i zasugerować ich status. Jest „Wzorowy pacjent” książką ciekawą, a i zgrabnie napisaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz