niedziela, 8 stycznia 2012

Martin Widmark: Tajemnica szafranu

Zakamarki, Poznań 2011.

Znikająca przyprawa

Nie zawsze Martin Widmark postępuje według wygodnego schematu w swoich minipowieściach z serii „Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai”, a najlepszym na to dowodem jest część zatytułowana „Tajemnica szafranu”. Na jej kartach powracają już znani z wcześniejszych książek przestępcy, a Lasse i Maja muszą się sporo nabiegać, by nadążyć za rozwojem sytuacji. Oczywiście dzielne dzieci i tym razem odniosą sukces, ale ponieważ autor nieco zmyli na początku tropy, mali czytelnicy będą musieli bardzo uważać, by nie wpaść na fałszywy trop.

W „Tajemnicy szafranu” zagrożone są nadchodzące święta – bez drogiej przyprawy nie da się przecież przyrządzić ani pysznych bułeczek, ani zupy rybnej – a smaki te nierozerwalnie łączą się ze świąteczną atmosferą. Tymczasem ze sklepu ginie cały zapas tej przyprawy. Lasse i Maja przypadkowo znajdują się w centrum wydarzeń – wysłani do sklepu po szafran bezpośrednio odczują działanie wyjątkowo perfidnego złodzieja. A przy okazji przekonają się, jak bardzo mylić mogą ślady zostawione na świeżym śniegu.

Zwykle w określonym miejscu – miejscu popełnienia przestępstwa – pojawia się trzech podejrzanych, pośród których znajduje się i sprawca, którego należy tylko wskazać (lub złapać na gorącym uczynku). Tym razem jednak wytypowanie trzech potencjalnych przestępców nic nie da, zuchwałej kradzieży dokonuje ktoś inny. Lasse i Maja zyskają cały szereg przesłanek i tropów – muszą je tylko zgrabnie ze sobą powiązać, by wszystko stało się jasne, szafran wrócił na półki, a przestępcy ponieśli karę. Przed happy endową sielanką czeka ich zatem sporo pracy umysłowej, a i fizycznej, bo przecież dowody same nie pchają się małym detektywom w ręce. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte – i dotyczy to także czytelników, bo i oni mogą pobawić się w śledczych i łączyć ze sobą zaobserwowane fakty.

A skoro tym razem Lasse i Maja przeprowadzają bardziej niż zwykle skomplikowane procesy wyciągania wniosków, zadanie odbiorcom ułatwia nieco Helena Willis, ilustratorka, która na kilku rysunkach przedstawia po prostu tok myślenia i działania dzieci. Z takimi ściągami nadążanie za bohaterami nie powinno już nikomu sprawiać problemów – nie trzeba się będzie cofać w lekturze, żeby jeszcze raz sprawdzić kolejne etapy działania, wystarczy ilustracja, by przypomnieć sobie akcję. To dobre rozwiązanie w książce, w której bardziej niż zwykle zdynamizowana fabuła może odwracać uwagę od kryminalnej zagadki.

Martin Widmark dostarcza dzieciom rozrywki umysłowej i lekturowej przyjemności. Wybiera najlepszy sposób, żeby zainteresować małych odbiorców i odpędzić od nich nudę: proponuje w końcu niemal dorosłą serię: z prawdziwymi przestępcami, problemami do rozwikłania i tajemnicami, które da się rozwiązać metodą dedukcji. Może zatem autor rozwijać u dzieci logiczne myślenie – obok nauki czytania, bo mało który amator detektywistycznych zagadek przeszedłby obojętnie obok książki, którą da radę samodzielnie poznać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz