piątek, 23 grudnia 2011

Tomasz Borek: Wszystkie rybki śnią w jeziorze? Fraszki o rybach

WAM, Kraków 2011.

Na nerwy wędkarstwo…

Przywróciło mi wydawnictwo WAM wiarę w to, że można obecnie na rynku literackim zaistnieć dzięki zabawie i zgrabnym rymowankom, chociaż większość wydawców zdecydowanie odrzuca dowcipne wiersze i coraz trudniej przebić się dziś z podobną propozycją. Tomasz Borek zdołał przekonać do siebie wydawcę i… rozbawi odbiorców niezłym malutkim tomikiem „Wszystkie rybki śnią w jeziorze? Fraszki o rybach”.

Trochę przydługi tytuł nie powinien nikogo zniechęcić, za to dobrze przygotowuje na zawartość książki (choć nie zawsze do czynienia mieć będziemy z fraszkami, czasem to zwykłe czterowersowe wierszyki, zabawy nazwami gatunków czy proste skojarzenia. Trzyma się autor czterech wersów i bardzo przekonuje go ośmiozgłoskowiec trocheiczny, z rzadka decyduje się na zmianę tego rytmu, z liczbą sylab eksperymentuje niechętnie i rzadko: konsekwencja stylistyczna spaja tomik, a jednocześnie oddala potencjał komizmu tkwiący w niespodziewanym skrócie. Inaczej: Borek bardzo dobrze radzi sobie z ujmowaniem myśli w czterowierszach, ale rozbudza też ciekawość – jakby zaistniał w bardziej lapidarnych sformułowaniach? To ćwiczenie dobre choćby dla uniknięcia znużenia czy schematyczności – na przyszłość warto trochę potestować możliwości, jakie zapewnia skracanie tekstu.

W rymach Borek wypada różnie. Nie jest grafomanem, nie ucieka w najprostsze skojarzenia i poszukuje nawet bardziej trudnych współbrzmień. Słyszy rymy – i już samo to wprowadza spokój do jego książki. A przy tym dość często zdarza mu się – przeważnie przy czasownikach – uprawiać częstochowszczyznę. Nie mam pojęcia, czy wynika to z braku wprawy, świadomości czy po prostu z nieuwagi – w każdym razie wychwytywanie współbrzmień dla czasowników to element, nad którym Tomasz Borek musi jeszcze popracować.

Poukładane alfabetycznie ryby czekają na własne historyjki, często płynące ze skojarzeń z nazwą. Autor wyraźnie próbuje doprowadzić do tego, by w klauzuli wierszyka znalazł się mocniejszy akcent: dowcip, rozwiązanie zagadki, gra nazwą. Nie zawsze się to udaje, ale w większości tekstów autor może mówić o sukcesie. Pozostaje otwarte pytanie, dla kogo przeznaczona jest książka. Na pewno to zabawny i sympatyczny prezent dla wędkarzy i dla miłośników zwierząt (oraz dla wielbicieli humoru). Grupą docelową będą również maluchy – chociaż Borek wcale nie upraszcza lektury, posługuje się często słowami, które dzieciom trzeba będzie objaśniać. Ale to akurat nie problem, pomoże za to rozwijać słownictwo kilkulatków i przyczyni się do zwiększenia ich wiedzy o mieszkankach rzek. Do książki dołączony jest także rybny słowniczek.

Emilia Dajnowicz, ilustratorka, staje się przewodniczką po świecie ryb, bowiem stawia na realizm, który potem łączy z elementami bajki: ryby, o których mowa w tomiku, przedstawia ze szczegółami – za to wszelkie pozostałe wodne dodatki upraszcza i tym samym daje szansę równej zabawy dzieciom i wędkarzom.
Przedstawicieli świata owadów czy ptaków już dawno w ten sposób ilustratorsko-autorskie tandemy pokazywały. Przyszła kolej na wodne środowisko – i chociaż to zadanie wydawało się mało możliwe do zrealizowania, Tomasz Borek i Ewelina Dajnowicz sprostali wyzwaniu. Trzecim wygranym jest tu wydawnictwo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz