czwartek, 8 grudnia 2011

Kevin Brooks: Droga Umarłych

Media Rodzina, Poznań 2011.

Zemsta

Przez pewien czas wydaje się, że „Droga Umarłych” prowadzić będzie czytelników dość spokojnie, mimo że określana jest jako mieszanka kryminału i powieści grozy. Co miało się zdarzyć, już się zdarzyło: nastolatka została zgwałcona i brutalnie zamordowana. Matka i bracia pragną tylko, by policja wydała im ciało dziewczyny – żeby mogli ją godnie pochować. Jednak to niemożliwe, póki toczy się śledztwo. Wobec tego Cole i jego młodszy brat, Rube, ruszają w podróż, by odkryć tajemnicę śmierci siostry. Rube ma nietypowy dar, potrafi wnikać w umysły ludzi – czuje obecność Umarłego, który zabił Rachel. Ta umiejętność łączenia się z innymi przyda się w niespodziewanych okolicznościach i będzie stanowić coś w rodzaju daru, bez którego trudno by było nabudować thrillerową fabułę, o czym Kevin Brooks przekona odbiorców dużo później.

Na razie Cole i Ruben jadą, by przeprowadzić własne śledztwo. To nie będzie łatwe: w małym miasteczku wszyscy się znają i konflikt z jednym z miejscowych oznacza spore problemy ze spory wszystkich jego kolegów. Ale Cole i Ruben są zdeterminowani. Ich odwaga momentami graniczy z brawurą i szaleństwem, zwłaszcza u starszego z chłopców. Ojciec bohaterów siedzi w więzieniu – za zabójstwo. Cole był przy tym wydarzeniu, a może i sam kogoś zamordował – na ten temat z bratem nie ma zamiaru rozmawiać. Kiedy jednak bierze do ręki broń, staje się bezwzględny. Potrafi z zimną krwią upokorzyć każdego bandytę i nie zawaha się przed oddaniem strzału. Działa jak maszyna, a jego pomysły przebijają wszystkie tortury, jakie byliby w stanie wymyślić oprawcy – śmiertelni wrogowie.

Kevin Brooks prowadzi opowieść tak, by było z niej tylko jedno wyjście. W pewnym momencie zupełnie odrzuca konwencję pisania dla młodzieży (choć początek książki na to by wskazywał, podobnie jak wiek bohatera-narratora) i rezygnuje z wszelkich hamulców. Pisze, by wywołać dreszcz grozy u czytelników, poziomem okrucieństwa mocno przekraczając standardy nie tylko literatury czwartej. W tym tomie nie ma miejsca na litość czy chronienie niepełnoletnich bohaterów przed złem. Do gry wprowadza Brooks karabiny i rewolwery, pozwala postaciom ostro walczyć i nie oglądać się na ból i krew. Litości nikt tu nie zna, ludzie zmieniają się w maszyny do zabijania – tyle że często zanim dojdzie do rozwiązania ostatecznego, przychodzą tortury gorsze niż śmierć.

W obliczu bezwzględnej walki i braku reguł łatwo może czytelnikom umknąć fakt, że Kevin Brooks porusza tu jeszcze wątek tolerancji – a raczej narodowościowej dyskryminacji. Ojciec Cole’a i Rubena jest Cyganem, który pojął za żonę nie-Romkę. Dzieci z tego związku doświadczają zatem podwójnego odrzucenia – traktowane są jako Cyganie przez ludzi z zewnątrz, za to przez Cyganów nie są akceptowane. Brooks pokazuje, jak styl życia wpływać może na kolejne decyzje, ale też portretuje tych, którzy nie potrafią się odnaleźć w regułach sztucznie tworzonej poprawności politycznej, motyw bycia innym jest tu silnie zarysowany i z pewnością zasługuje na uwagę, chociaż łatwo go przeoczyć w mieszaninie krwi i ekskrementów, strachu i agresji.
„Droga Umarłych” jest naprawdę brutalną książką, ale też pojawiają się w niej wątki z tradycyjnego kodeksu wartości. Tyle tylko, że to publikacja raczej dla czytelników o mocnych nerwach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz