sobota, 10 grudnia 2011

Jacek Cygan: Cyferki

Czerwony Konik, Kraków 2011.

Po kolei

Czerwony Konik po raz kolejny zwraca się w stronę najmłodszych odbiorców, tym razem stawiając na lekturę edukacyjną, do której przyciągnąć może także nazwisko autora – bo bajkę „Cyferki” napisał Jacek Cygan. Zilustrowała natomiast już „etatowa” w tym wydawnictwie graficzka Aleksandra Woldańska-Płocińska. Tomik „Cyferki” to kolejna po „Pierwszych urodzinach Prosiaczka” kartonowa książka dla najmłodszych, a odnosi się tym razem do nauki liczenia i do oswajania dzieci z kształtem cyfr.

Fabuła, jak łatwo się domyślić, nie może być skomplikowana: bohaterowie-cyfry – ustawiają się w kolejce do okienka na poczcie (mają w tym zresztą konkretny cel) – ustawiają się po kolei i czekają zgodnie, dopóki nie wpada spóźnione Zero. Zero wszczyna awanturę, twierdząc, że jest ważne i powinno być pierwsze. Motyw ten od dawna w literaturze czwartej obecny, nie może zatem zaskoczyć, ale też i nie o to naprawdę chodzi. Liczy się bowiem to, by dzieci dzięki prostej rymowanej bajce zapamiętały kolejność i wygląd cyfr. W tym celu Cygan co pewien czas powtarza po kilka z nich, niby mimochodem wprowadzając odliczanie. W tle pobrzmiewają echa „Abecadła”, gdy autor szuka podobieństwa między kształtem cyfr a znanymi dzieciom figurami czy postaciami.

Jacek Cygan zdecydował się na rozwiązanie najlepsze chyba w tym wypadku – to jest na rymy niedokładne (dokładnie współbrzmienia uniemożliwiłyby czasem ustawianie cyfr w klauzulach wersów, to zredukowałoby mnemotechniczne walory tekstu). Nieregularności brzmieniowe wynagradza dostosowany do nich rytm – całość, dzięki dość swobodnemu podejściu do rygorów formalnych, wydaje się lekka i przyjemna do czytania dzieciom. Niestety, Cygan nie oparł się pokusie „dziubdziania”, to jest zdrabniania sporej części wyrazów – przez co całość nabiera niepotrzebnie infantylnego charakteru. Również często posługuje się rymami gramatycznymi, ale obecność tych usprawiedliwia swoboda formy (choć niewykluczone, że u mniej wprawnego autora trąciłoby to banałem). Nie brakuje tu i ładnych, bo oryginalnych pomysłów – na przykład na postać pana profesora Liczebnego, ogólnie więc „Cyferki” budzą sympatię.

Aleksandra Woldańska-Płocińska stawia w dalszym ciągu na komputerowo wygładzone formy pozbawione konturów i subtelności, co przy ogólnych tendencjach ilustrowania książek dla dzieci zwraca uwagę, ale i coraz mniej cieszy – grafika komputerowa wydaje się być mniej prawdziwa (mniej cenna?) od rysunków, w których widać ślady kreski. Jest też bardziej bezosobowa, bezduszna, co może mieć znaczenie dla maluchów. Szkoda, że w prezentowaniu cyfr trójka i ósemka przedstawione są przez odwołanie do przestrzeni negatywowych – może lepiej byłoby jednak pokusić się o kontur, bo w tym wypadku trochę trudno będzie dziecku przyswoić sobie właściwy kształt. Na grafikach tych ilustratorka rezygnuje także z cieszących oko drobiazgów (jeden ładny wyjątek, choć pozbawiony tekstowego odniesienia, to cyferki stojące w ciemności, a oświetlane z góry słabym światłem latarni – takich zabaw jest jednak zdecydowanie za mało).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz