Zysk i S-ka, Poznań 2011.
Polityka uniwersalnie(j)
Andrzej Krauze to jeden z rysowników satyrycznych, których sława wychodzi poza granice naszego kraju. Współpracuje z pismami w Londynie czy w Paryżu, a co za tym idzie – ćwiczy zdolność obserwacji uniwersalnych i prostego, skrótowego przekazu. Chociaż nie stroni od nawiązań aktualnych i satyry agitacyjnej, w jego pracach widać zawsze rys uogólnienia, dążenie do (nie zawsze oczywistej) bardziej ponadczasowej prawdy. Do tego dołączyć należy grę stereotypami i umiejętne podrabianie języka mediów, skłonność do refleksyjnej drwiny i złożonego dowcipu oraz upodobanie do drugiego dna w każdym niemal rysunkowym przesłaniu – tak mniej więcej wygląda styl Krauzego. Indywidualny, wolny od powielających się pomysłów, szukający oryginalnego i wciąż dla odbiorców czytelnego skojarzenia, za to nienastawiany na czysty lub rubaszny śmiech. Krauzemu zawsze chodzi o coś poza czystą rozrywką, dzięki temu powstają często rysunki metaforyczne. Autor nie narzuca swoich interpretacji – prowadzi odbiorców tak, by ci sami zorientowali się w dostrzeżonych a dowcipnych analogiach: tym większa przyjemność płynie z oglądania tomu „III wieża Babel w budowie”.
Dość obszerny album polityczny nie jest zbiorem rysunków jednorazowych czy efemerycznych. Chociaż nie ulega wątpliwości, że Krauzego nie kusi satyra obyczajowa a zaangażowana gałąź twórczości niepoważnej, w tomie znajdą się nie komentarze do konkretnych drobnych gestów rządzących, a podszyte narodowymi schematami całostki. To sprawia, że wystarczy ogólna świadomość sytuacji w kraju, by zorientować się w pomysłach i intencjach autora – i aby uzyskać satyryczny ogląd świata polityki oraz jego wpływu na przeciętnych ludzi. „III wieża Babel w budowie” to obraz chaosu, którego kolejne absurdy wydobywane są na światło dzienne i konsekwentnie wyśmiewane – nie przez deprecjonowanie ich twórców, a przez akcent kładziony na wewnętrzne sprzeczności. Krauzego nie interesuje satyra personalna, konkretne postacie ukrywa raczej pod mglistymi i niedookreślonymi sytuacjami. To rozwiązanie pozwala mu na grę stereotypami oraz na wyśmiewanie charakterów, nie jednostek – dzięki czemu zyskuje na uniwersalności. Posługuje się domniemanymi cechami przedstawicieli rządu, symbolami i odniesieniami do skarbnicy bajek, czy do wizji zaświatów, do świata zwierząt i toposów. Jego rysunki można zatem przyporządkować często do większej liczby decyzji, postaw czy działań polityków – czytelne są nawet po upływie lat. To rzadka umiejętność wśród rysowników parających się satyrą polityczną, tym bardziej więc warto do albumu Krauzego zajrzeć i powoli wertować apetyczną książkę.
Rysunki Krauzego są czarno-białe, nie ma tu odcieni szarości – tylko kontur, ewentualnie czerń cieni. Autor wybiera kreskę pozornie niestaranną, momentami infantylną, przekaz jest tu bardziej istotny niż realizm postaci – stąd spore uproszczenia w wielu obrazkach, rezygnacja z ukazywania szczegółów mimiki czy zaburzenia perspektywy. Pod tym względem Krauzemu dużo bliżej do Sawki niż do Miklaszewskiego. Jednak satyra polityczna kojarzy się z takim właśnie, odzwierciedlanym również w kresce, pośpiechem: w końcu liczy się tutaj tempo reakcji i przesłanie, a nie wartości estetyczne. Krauze decyduje się przeważnie na karykaturalnie deformowane sylwetki, rezygnację detali w tle – wszystko, by pierwszy plan rysunków mógł przynieść wymyśloną puentę.
W tym albumie każdy rysunek ma swoją własną historię, ale każdy też przywołuje wiele skojarzeń i czytelniczych odkryć. Autor pozwala bawić się politycznymi motywami i odkrywać w nich coraz to nowe aluzje i komentarze do różnych momentów rozwoju państwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz