Media Rodzina, Poznań 2011.
Baśń nie z tego świata
Opowieść o dziadku do orzechów i wielkiej bitwie lalek z myszami funkcjonuje w kulturze już od ponad stu lat (pierwszy przekład romantycznej baśni pojawił się w Polsce na początku XX wieku) i istnieje raczej na prawach znajomości motywu czy przesłania, nie – odwołań do konkretnego tekstu. Media Rodzina proponuje teraz nowe wydanie baśni Hoffmanna, najbliższe oryginałowi, pozbawione spolszczeń wątków i moralizatorskiego tonu, który dodawali poprzedni tłumacze. Autorka przekładu, Eliza Pieciul-Karmińska, postanowiła zatrzymać w tekście wszelkie różnice w obyczajowości (te mniej czytelne dla dzisiejszych maluchów opatrując przypisami); zresztą ze swoich decyzji tłumaczy się w dość ciekawym posłowiu, w nim także skrótowo przedstawia cechy charakterystyczne poprzednich wersji opowieści. „Dziadek do Orzechów i Król Myszy” zaczyna wybrzmiewać zatem bardziej egzotycznie, a stylistyczna ekwilibrystyka w tomie sugeruje jeszcze bardziej czasowy i obyczajowy dystans od świata przedstawionego.
Stereotypowo naszkicowane dzieci zaczynają we współczesnym nam świecie funkcjonować jako istoty niezwykle oryginalne. Mały Fryc dowodzi armią zabawkowych żołnierzy i czuje się jak ich generał, jego młodsza siostrzyczka, Maria, wybiera typowo dziewczyńskie zabawy lalkami i pięknymi figurkami z ciasta. Tę naturalną dla bohaterów rzeczywistość burzy znalezienie pod choinką dziadka do orzechów. Fryc żąda od niego żołnierskiej postawy i spełniania rozkazów (przyczynia się też do zniszczenia figurki), Maria opiekuje się dziadkiem do orzechów – i staje się świadkiem wielkiej bitwy martwych za dnia zabawek. Dla ukochanego dziadka do orzechów może poświęcić wiele – tylko z jej pomocą bohater będzie mógł pokonać groźnego króla myszy. W niezwykłych tych wydarzeniach tkwi jeszcze tajemnicza postać Drosselmeiera, ojca chrzestnego, który potrafi ożywiać mechanizmy zabawek.
Tym, co wysuwa się na pierwszy plan podczas lektury baśni Hoffmanna, jest inność bohaterów i pomysłów fabularnych. Chociaż bohaterami książki są dzieci, ich zachowania w niczym nie przypominają postaw typowych maluchów: postacie z „Dziadka do Orzechów” nigdy nie pozwalają sobie na infantylizm czy dziecięce psoty: bardzo poważnie traktują swoje role, przez co obecnie przy całym rozwoju literatury czwartej jawią się nieco sztucznie. Wysławiają się również w sposób, który przypomina mowę dorosłych z minionej epoki – Hoffmann nie dbał o uwiarygodnienie dziecięcych kreacji, zresztą to nie było mu potrzebne do wypracowania rdzenia opowieści. O braku rozróżnienia między dorosłymi i dziećmi świadczyć też może fakt, że siedmioletnia Maria chciałaby wyjść za mąż i zastanawia się nad tym krokiem. Dystans czy urzekająca dzisiaj archaiczność książki przejawia się w stylu narracji: autor sugeruje tu opowieść mówioną, zwraca się do swoich czytelników, powtarza niektóre motywy. Jednocześnie stosuje rozbudowane konstrukcje składniowe i w niczym nie upraszcza zadania czytelnikom, którzy będą musieli zmierzyć się z dość trudnym językiem. To jednak nie wada czy niedopatrzenie – dzięki pozostawieniu klasycznej formy dzieci będą mogły poczuć klimat historii sprzed wieków.
Aleksandra Kucharska-Cybuch zaproponowała do tego wydania naprawdę piękne ilustracje. Staranne i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, czasem ukazują świat z nietypowej perspektywy, cały czas natomiast budzą podziw – to małe dzieła sztuki w sklasyczniałej historii.
Już wiem co mogłabym kupić mojej małej kuzynce ;-)
OdpowiedzUsuń