PWN, Warszawa 2011.
Relaks naukowo
Christoph Drösser w tomie „Muzyka. Daj się uwieść” nie próbuje nauczyć czegoś amatorów w tej dziedzinie. Nie cofa się do wiadomości ze szkoły, czy do wtajemniczania odbiorców-laików w tajniki nutowego zapisu. Nie proponuje podręcznika muzyki dla dorosłych: wszyscy, którzy chcieliby uporządkowanych podstawowych wiadomości, sięgnąć muszą po inne kompendium. Za to ci odbiorcy, którzy zdecydują się na lekturę książki „Muzyka. Daj się uwieść” zyskają dostęp do ciekawych i jeszcze podbarwionych refleksjami autobiograficznymi esejów, dotyczących przede wszystkim tego, co w XXI wieku w muzyce się odkrywa. Bo autor nie ma wątpliwości, że muzyka ważna jest dla każdego człowieka – nawet bez względu na jego rzekomą niemuzykalność. Podąża zatem tym tropem i opowiada o zjawiskach, o których przeciętni czytelnicy nie spodziewaliby się usłyszeć.
Autor jest matematykiem, który w dodatku śpiewa w pięcioosobowym zespole i czerpie radość z amatorskiego muzykowania. Jak się okazuje, w książce całkiem udanie łączy te dwie pasje – potrafi o muzyce mówić z matematyczną precyzją, nie interesują go filozoficzne dywagacje, a ścisła wiedza, fakty i doświadczenia. W kolejnych rozdziałach pyta o to, co pozwala przywrócić muzyce jej właściwą rangę, a przy okazji zajmuje się też podejściem ludzi do tej dziedziny sztuki. Wychodzi od sprawdzenia czemu ma służyć muzyka i porównuje pod tym względem świat ludzi i zwierząt, wyjaśnia, jak działa słuch i czym jest (oraz co umożliwia) słuch absolutny. Koncentruje się na rytmach i harmonii w muzyce, sporo miejsca poświęca też reakcjom ludzi poproszonych o zaśpiewanie czegoś. Pyta wreszcie o talent do zapamiętywania melodii i rozpoznawania ich różnych wersji, a także o komputerowe możliwości tworzenia dźwięków i całych utworów. Często odnosi się do obiegowych opinii i obala mity (na przykład ten o wpływie muzyki Mozarta na dziecko w łonie matki). Interesuje go odpowiedź na pytanie, czy dorosły człowiek może się nauczyć gry na jakimś instrumencie i sprawdza, w czym tkwi źródło sukcesu niektórych dzieci, od małego uczonych gry. Wiele rozwiązań przez autora proponowanych urzeka swoją prostotą, ale podawanie wniosków zawsze łączy się z zajmującymi historiami. Drösser proponuje czytelnikom inne mówienie o muzyce. Niemal całkowicie odrzuca klasyczne tematy, stanowiące niemal rdzeń języka muzyki – jeśli już musi powiedzieć o czymś, co wiąże się z odległościami między dźwiękami, z rozkładem rytmów w różnych kulturach, czy z „niedokończonymi” taktami, chętnie posługuje się metaforami zaczerpniętymi z innych dziedzin nauki. Robi wszystko, by trafić nie do specjalistów z dziedziny muzyki (choć i ci znajdą tu z pewnością sporo ciekawostek), ale do osób, które uważają się za niewykształcone muzycznie. Sądząc po zainteresowaniu, z jakim czyta się tę publikację, to mu się uda.
Autor stosuje własne metody prezentowania muzyki. Ikonka z głośnikiem w tekście jest odsyłaczem do niemieckiej strony internetowej z przykładami omawianymi w książce. Drösser rezygnuje też z… zapisu nutowego – zamiast niego przywołuje tabelki z zaznaczanymi dźwiękami i ich długością. Może szkoda, że nie zdecydował się na podwojony zapis – tradycyjny i „uproszczony”. Poza tym natomiast pozwala cieszyć się niebanalnymi wiadomościami na temat muzyki towarzyszącej odbiorcom na co dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz