piątek, 4 listopada 2011

Monique Roffey: Biała kobieta na zielonym rowerze

WNK, Warszawa 2011.

Ciemna strona Trynidadu

Monique Roffey otwiera swoją powieść „Biała kobieta na zielonym rowerze” sceną niezwykle brutalną i typową raczej dla męskiej mocnej prozy. I, jak się okazuje, jej książka niemal do końca w tej konwencji będzie pozostawać – a do początkowego okrucieństwa dojdzie jeszcze kwestia polityki. W tym wszystkim łatwo będzie stracić z oczu marzenia i cierpienia bohaterki, Sabine.

Autorka wybrała egzotyczne miejsce na akcję historii: wszystko rozgrywa się na Trynidadzie. Tu Anglik George przywozi swoją żonę – początkowo przekonuje ją, że to tymczasowe rozwiązanie. Szybko jednak wrasta w Trynidad i nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Dzieci George’a i Sabine traktują to miejsce jak swoją ojczyznę. Tylko Sabine nie może się tu odnaleźć i coraz bardziej nienawidzi kraju. Dostrzega jego niesprawiedliwości i złe traktowanie tubylców (sama wciąż czuje się obco). Widzi, że rodzina służącej nie potrafi walczyć o swoje prawa. I w końcu staje się świadkiem rewolucji. Obok tych politycznych zagadnień rozgrywa się opowieść obyczajowa – obraz małżeństwa Sabine i George’a – jej tajemnicze listy, pisane do rządzącego krajem Erica Williamsa: nie dowód klasycznej zdrady, a dziwnej ucieczki, pełne paradoksów i zagadek – i jego liczne romanse, których nie potrafi utrzymać w tajemnicy. W tym obrazie nie ma miejsca na szczęśliwe stadło, a jednak małżonkowie trwają przy sobie mimo wszystko. Nie idą na kompromisy, nie przejmują się długo swoimi wzajemnymi potrzebami, lecz nie podejmują decyzji o rozstaniu. Tylko tak wypełnić się może tragedia Sabine.

Roffey nie pozostawia swojej bohaterce nawet cienia szansy na osiągnięcie pełni szczęścia. „Biała kobieta na zielonym rowerze” to powieść, która stawia niewygodne pytania i nie przynosi ukojenia, nie pozwala odpocząć, drażni i jątrzy – a chociaż dotyczy rzeczywistości oddalonej w przestrzeni (i tylko nieznacznie w czasie), przekazuje prawdy uniwersalne.

Równie ważne jak kwestia rodziny i dylematów Sabine są motywy związane z traktowaniem rdzennych mieszkańców kraju. Służący są na każdym kroku poniżani – i to nie przez pracodawców (ci bardzo często starają się pomagać ludziom, do których czują sympatię), a przez rządzących. Nie mają żadnych praw i nie potrafią walczyć o swoje. Sama autorka też przyjmuje specyficzny sposób podkreślania ich odmienności: okalecza ich język. W książce bez trudu poznać można, kto jest przedstawicielem gorszej części społeczeństwa: wypowiedzi rodowitych Trynidadczyków zapisywane są z błędami, dla zaakcentowania ograniczeń „gorszych” bohaterów. W tym ujęciu dużo łatwiej sugerować autorce niższość postaci i kontrast między nimi a wykształconymi i bogatymi przyjezdnymi. Nie pomaga natomiast to ujednolicenie głosów w odróżnianiu dobrych i złych przedstawicieli mrocznej strony Trynidadu.
Dzieje się w tej powieści bardzo wiele, zarówno w sferze języka, jak i w planie treści, ciekawa jest przyjęta perspektywa achronologicznego przedstawiania wydarzeń. „Biała kobieta na zielonym rowerze” to nie książka, którą przeczyta się szybko i o której od razu się zapomni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz