Bukowy Las, Wrocław 2011.
Złamany szyfr
Zwykli śmiertelnicy nie mają przeważnie dostępu do żargonu, jakim posługują się piłkarze i trenerzy. Czasem zaproszony do studia w charakterze komentatora-eksperta zawodnik bądź szkoleniowiec rzuci niezrozumiałym dla większości odbiorców i niekiedy nawet śmiesznie brzmiącym hasłem czy terminem – ale większość specyficznej mowy pozostaje (i z powodzeniem funkcjonuje) w hermetycznym środowisku. „Mowa trawa. Słownik piłkarskiej polszczyzny” Marcina Rosłonia to książka, która przyda się nie tylko młodym graczom, ale i wszystkim chcącym dowiedzieć się, jakim językiem posługują się gracze.
W przypadku tego typu felietonowych „słowników” dużo zależy od pisarskiej swobody autora-tłumacza. Rosłoń w tej roli sprawdza się znakomicie. Jako piłkarz poznał tajniki szatniowych i boiskowych rozmów, jako dziennikarz potrafi przekuć je na ładny, publicystyczny tekst. A do tego dochodzi poczucie humoru i zapamiętywanie piłkarskich anegdot, lekka ironia (zwłaszcza w ocenie niektórych niechlubnych zachowań na murawie) i wyczucie puenty. Rosłoń wykorzystuje teorię i wiedzę praktyczną, a boiskowy żargon nie ma przed nim tajemnic.
Książka składa się z krótkich opisów poszczególnych nazw, określeń i sformułowań, zwykle – sformułowań silnie zmetaforyzowanych, co wpływa na kształt komentarzy. Rosłoń zwykle najpierw odwołuje się do pierwotnego znaczenia, by za chwilę poszukać analogii z piłką nożną i dokładnie wyjaśnić, co dany tekst znaczy. Poza genezą frazy i jej przesłaniem autor sięga po barwne przykłady, własne wspomnienia, anegdoty z życia różnych piłkarzy, sytuacje z zapamiętanych meczy i drobne żarty. W ten sposób dostarcza nie tylko informacji, ale również rozrywki i to w dobrym gatunku. Przygotowuje przyszłych graczy do tego, co ci mogą usłyszeć od bardziej doświadczonych kolegów, kibicom daje szansę skrótowego wyrażania obserwacji, językoznawcom dostarcza materiału do badań, a zwykłym czytelnikom przynosi trochę zabawy. Dobrze się „Mowę trawę” czyta (chociaż w kilku miejscach składacz stracił parę wersów a parę powtórzył, na szczęście nie jest to problem w całej książce obecny).
„Słownik piłkarskiej polszczyzny”, jak na publikację rozrywkową przystało, jest bogato ilustrowany. Rysunki satyryczne Andrzeja Jankowskiego czasem czerpią z pomysłów Rosłonia, częściej jednak – i bardzo dobrze – są wariacjami na tematy przez autora przytaczane. Wiele z nich mogłoby funkcjonować samodzielnie i w oderwaniu od tekstu, przy części natomiast atmosferę absurdu odrobinę niwelują podpisy pod rysunkami (szkoda, że nie dało się połączyć w składzie rysunku bezpośrednio z definicją, której dotyczy – byłoby to rozwiązanie bez wątpienia wygodniejsze dla czytelników).
Całość uzupełnia krótki rejestr piłkarskich prawd ze skrótowymi opisami i poradami. Marcin Rosłoń chętnie odwołuje się do sytuacji wywołujących uśmiech, czym bardzo dobrze ożywia swoje wywody. Widać, że zna się na rzeczy – i że sam czerpie przyjemność z pisania o piłkarskich powiedzeniach. Jego „słownik” to ciekawa lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz