niedziela, 6 listopada 2011

Andrzej Mleczko: Obraz 3D

Iskry, Warszawa 2011.

Słowo i obraz

Andrzej Mleczko co jakiś czas przypomina o sobie odbiorcom nie tematycznymi zbiorkami, a albumami, które łączą słowa i rysunki – nowe przeplatane znanymi (a nawet rozsławiającymi autora). Taki jest też najnowszy tom, „Obraz 3D” – pojedynek aforystycznych i celnych stwierdzeń różnych znanych ludzi oraz przegląd rysunków satyrycznych. Tyle że tym razem złote i dowcipne myśli to cytaty nie zawsze z prześmiewców, a rysunki nie łączą się w jeden wyraźny tematyczny ciąg. Chodzi w końcu o to, żeby złożoność świata i aktualnych odniesień wyrazić w jak najbardziej lapidarny sposób: w jednozdaniowym komentarzu czy maksymalnie dwukadrowym obrazku. Książka ma zatem nieść porcjowane zaskoczenia, celne i przy okazji rozśmieszające, a także – jak to z dobrą satyrą bywa – skłaniające do refleksji.

Mleczko oferuje powrót do najbardziej typowych dla siebie tematów – relacji damsko-męskich, religii i władzy – czyli tego, co wywołuje zawsze najgorętsze dyskusje i emocjonuje odbiorców bez względu na to, czy są fanami Mleczki, czy są jego twórczością zniesmaczeni lub oburzeni. Pod tym względem „Obraz 3D” nie może zawieść – zwłaszcza że zróżnicowanie tematyczne zostało tu jeszcze wsparte odpowiednim doborem prac. Miłe dla odbiorców będzie z pewnością stawianie na realizacje pojedynczych pomysłów, a co za tym idzie – oryginalność kolejnych kadrów. I tak obok typowo seksualnych skojarzeń pojawi się rozwódka, karmiąca matka, uabstrakcyjniająca męski akt malarka czy narzeczony, nastawiony materialistycznie a nie idealistycznie. W ujęciach nieba zaskakująco dużo będzie aluzji do ziemskich rozwiązań, w przedstawieniu kleru satyra (momentami bardzo ostra) przeplata się z celnymi obserwacjami społecznymi. W przypadku władzy Mleczko chętnie ucieka do przedstawień królów i stereotypowych postaci z nimi związanych, tradycyjnie też kpi sobie z polityków. Do tego dodaje garść obrazków społecznych, trochę gier słownych i odrobinę abstrakcji. Kilka razy w tym tomie pojawią się znane postacie, ale znacznie więcej będzie ponadczasowych skojarzeń.

Cały album jest tłumaczony na angielski – i w paru miejscach będzie się można przekonać, jak ciężko jest przełożyć niektóre pomysły bez dodatkowych wyjaśnień i opisania sedna żartu. Mleczko doskonale zdaje sobie sprawę, że większość jego pomysłów będzie zrozumiała także dla zagranicznych odbiorców – chociaż wiadomo, że rodzimi czytelnicy odszyfrują bez trudu większość ukrytych znaczeń, a dziś jeszcze wyłapią również kontekst zewnętrzny, bezpośrednią przyczynę powstania niektórych żartów.

Cytaty mają – podobnie jak rysunki – przynieść zastanowienie. Na kartach tej książki spotykają się Woody Allen, Konfucusz, Stanisław Jerzy Lec czy Zygmunt Bauman. Każda strona może się wiązać z odkryciem lub przypomnieniem sobie prostej prawdy, która – jako że zapisana jest „dymkową” dużą czcionką, brzmi bardziej swobodnie i staje się łatwiejsza do przyswojenia dla masowych odbiorców, którzy przecież także sięgną z chęcią po nowy tom najbardziej dzisiaj znanego rysownika satyrycznego. Mleczko jako moralista? Czemu nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz