Czerwony Konik, Kraków 2011.
Bajka na ulicy
Czerwony Konik za cel stawia sobie publikowanie książek dla dzieci – ale wybiera projekty niebanalne i graficznie atrakcyjne także dla dorosłych odbiorców, a czasem nawet tych dorosłych urzekające od strony treści. Po raz kolejny swoje siły połączyli Wojciech Widłak i Joanna Rusinek, tworząc opowieść o dość prostym pomyśle tekstowym i niezwykłej stronie rysunkowej – książkę „Samotny Jędruś”.
Samotny Jędruś pewnego dnia wyrusza na poszukiwania nieokreślonego „czegoś”, czego mu brakuje. W swojej wędrówce kieruje nim przypadek – bohater wciąż na coś wpada (włączając w to wpadanie w złość czy zachwyt) – lub też coś wpada na niego. Nieświadomy lingwistycznych zabaw autora bohater przez dość długi czas nie czuje się szczęśliwy. Wojciech Widłak rejestruje cały zestaw minorowych nastrojów – katalizatora, zmuszającego Samotnego Jędrusia do ruszenia naprzód, aż do kojącego finału. Zbyt okrutne byłoby przecież zsyłanie cierpienia na niewinną postać. Ale Widłak, który do tej pory dawał się poznać raczej jako autor dowcipnych tekstów, tym razem wyraźnie zmienia ton historii. Kolejne niepowodzenia Samotnego Jędrusia pogłębiają frustrację (oby tylko bohatera), a jedyne ożywienie wnosi hiperaktywny gołąb. Nie oznacza to, że książka przygnębia – jedynie nie rozwesela, przynajmniej w pierwszej fazie. Za to mówi o tym, co w życiu jest ważne, a Widłak zamiast prawienia morałów pozostawia ostatnie dopowiedzenie swoim czytelnikom.
Historia drogi, mimo że osnuta na niepowodzeniach, cechuje się dość żywym rytmem i zmiennym tempem. Widłak nie planuje długości rozdziałów i rozdziałków, cały czas towarzyszy swojemu bohaterowi i rejestruje jego obserwacje czy rozmowy, co sprawia, że wydarzenia raz występują błyskawicznie po sobie, raz są pooddzielane dłuższymi opisami czy fragmentami, które ilustrują samotność postaci. Zresztą ten ponurawy miejscami świat podkreśla też sam sposób prezentowania tekstu: na większości stron tło jest ciemnoszare. I tu właśnie pojawia się kwestia opracowania graficznego.
Samotnego Jędrusia bowiem można spotkać na ulicy. Jego twarz stanowi… studzienka kanalizacyjna (reszta Jędrusia dorysowana jest jaskrawokolorową kredą). Joanna Rusinek wykorzystała różne studzienki (a mapka trasy spaceru Jędrusia znajduje się na końcu książki). To, co brzydkie, szpecące i irytujące dorosłych, ma się tu zamienić w bajkowy świat dla dzieci: popękany asfalt posłuży na zdjęciu za roślinę, połamane płytki chodnikowe ułożą się w intrygujący wzór. Plama po deszczu może przypominać smoka, a nieudolnie załatana dziura – fokę. Czasem wystarczy coś dorysować, coś zaznaczyć, coś przestawić, żeby dostrzec w pozornie zwykłym fragmencie uliczki tło rozgrywających się w alternatywnym świecie bajkowych wydarzeń. A jak bardzo prawdziwa wydaje się przygoda Jędrusia, kiedy na zdjęciu koło niego stoi gołąb… Kolejny raz wydawnictwo Czerwony Konik udowodniło, że nie boi się przełamywania schematów i potrafi zaproponować publikację niezwykłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz