Albatros, Warszawa 2011.
Baśń akcji
Podczas lektury „Papierowej dziewczyny” trudno nie odnieść wrażenia, że autor, Guillaume Musso, korzystał z rozmaitych poradników, dotyczących pisania scenariuszy i budowania dramaturgii. Łatwo w tej powieści wskazać kolejne elementy schematu powtarzanego w filmach rozrywkowych – być może dlatego, że skoncentrowany na tworzeniu wydarzeń autor nie zatrzymuje się nad błahostkami w rodzaju opisów czy chwil zastanowienia – gna do przodu, wysyłając swoich bohaterów w podróż życia.
Po rozstaniu z piękną i kapryśną pianistką Tom, pisarz, znajduje się na skraju załamania. Nie umie już napisać żadnej historii, popada także w finansowe tarapaty. Nawet dwójka przyjaciół, których kiedyś wyciągnął z opresji i prostej drogi do stoczenia się, nie może mu pomóc. Jednak w końcu w domu Toma pojawia się papierowa dziewczyna – drugoplanowa postać z jego książek, Billie. Za jej sprawą pisarz zaczyna żyć pełnią życia, choć zdobywa nowe doświadczenia w ekstremalnych sytuacjach. Brawurowa ucieczka z gabinetu psychiatry to pierwszy punkt drogi, obfitującej w dramaty i nietypowe doznania. Tyle że Tom walczyć będzie musiał nie tylko o własną przyszłość, ale i o życie Billie. Z czasem wyjaśnią się też relacje między nim a jego przyjaciółmi. Musso robi co może, by obronić się przed oskarżeniami o spłycanie historii – stopniowo odsłania kolejne wątki i rozwiązuje tajemnice. A jednak jednokierunkowość wysiłków, właściwa komedii romantycznej, zdradza jego zamiary i nie pozwala do końca zagłębić się w przedstawianym świecie. Najbardziej obrazowym przykładem będzie tu śledzenie losów ostatniej ocalonej książki, do której wrócić ma Billie: jedyny egzemplarz powieści przemierza kolejne kilometry i musi zostać odzyskany. W efekcie czytelnicy doskonale domyślają się, w którym miejscu zakończy się walka o tom i mogą zirytować się przedłużanym na siłę, serialowym trochę, sposobem opowiadania.
Guillaume Musso nie do końca definiuje konwencję, w jakiej będzie tworzył. Pociąga go najbardziej… film akcji. W tej powieści widać niby to filmową wyobraźnię, sceny są wyraziste i oparte na dialogach, przesycone dynamicznymi gestami, momentami aż przerysowane – zbyt widowiskowe, żeby umożliwiały czytelnikom proste wprowadzenie się do tekstu. Do tego dochodzi sfera fantastyki, aż do ostatnich stron utrzymująca istnienie płaszczyzny baśniowej, która ni z tego ni z owego trafiła do współczesnej rzeczywistości. W „Papierowej dziewczynie” zaakceptować trzeba to pomieszanie gatunkowe, podobnie zresztą jak naiwność w kreowaniu brutalnych czy gwałtownych sytuacji. Musso jest zapatrzony w akcję, niemal zahipnotyzowany nią, tak, że trudno mu zadbać o inne elementy powieści, choćby narrację (którą traktuje jak zło konieczne i w warstwach opisów celowo ogranicza, możliwe też, że takie podejście podporządkowane jest oczekiwaniom masowego odbiorcy). Tu liczy się tempo i ilość zmian, a nie prawdopodobieństwo. To podejście daje autorowi swobodę twórczą, ale jednocześnie mocno utrudnia czytanie. O ile tę powieść bez trudu dałoby się przenieść na ekran, o tyle trudno byłoby umieścić ją wśród literackich perełek. To czytadło i to nie dla koneserów, prosta historia napisana nieskomplikowanym językiem, ale w pewnym momencie nawet daje się polubić. Tyle że nie likwiduje dystansu do przedstawianego świata.
musze ja kupic, kocham Mussa :)
OdpowiedzUsuńprzeczytałam, ale troche sie zawiodłam.Koncówka ksiązki zbyt "nacudowana".Ogólnie bardzo lubie Musso jednak ta ksiązka troche zapachniała mi tanim romansidłem pisanym pod kobiety.zdecydowanie wole inne jego ksiązki.
OdpowiedzUsuń