Goodbooks, Wrocław 2011.
Emigracja duszy
Chociaż już w pierwszych słowach książki „Żółte oczy prowadzą do domu” daje się bez trudu zauważyć typowy dla literatury czeskiej, bezkompromisowy czarny humor, który objawia się w szafowaniu obrazami śmierci i nieboszczyków, zestawianymi z monotonią codzienności, Markéta Pilátová wybiera inny kierunek rozwoju fabuły. Wysyła swoje bohaterki do Pragi, by tam zastanowiły się nad sensem istnienia, prawdziwą miłością, a także… emigracją. Marta i Lena to przedstawicielki młodszego pokolenia. W ich przypadku w grę wchodzi akceptacja swobody obyczajowej i próba zachowania własnego kodeksu wartości (czasem dość intrygująco umotywowanego). Maruszka i Luiza dobiegają kresu życia i z perspektywy czasu mogą ocenić to, co już się wydarzyło. Maruszkę i Luizę połączyła miłość do Jaromira, mężczyzny, który po drugiej wojnie światowej został szpiegiem i wykorzystywał znajomości do zdobywania informacji z kraju. Jest jeszcze Johana, Cyganka o żółtych oczach, miłość Jaromira z obozu koncentracyjnego i symbol wolności mimo wszystko. Bohaterowie stopniowo odsłaniają przed sobą kolejne tajemnice, próbują poznać i zrozumieć siebie nawzajem, a także – choć to wydaje się najtrudniejsze – wyciągnąć wnioski z doświadczeń innych. Co ciekawe, wielkie namiętności przesuwane są daleko w przeszłość, dziś miłość przedstawia się mniej widowiskowo, bez wielkich poświęceń i porywów duszy. Być może dlatego, że zdominowana jest przez wszechobecny w książce i w życiu bohaterów smutek.
Kobiety i mężczyzna dokonali w swoim czasie wyborów, które na zawsze odmieniły ich losy i zadecydowały o momentach przejmującej samotności. Żeby uciec przed pustką, część wybiera samobójczą śmierć, część zaszycie się w bezpiecznych wspomnieniach, a część rezygnację z co śmielszych marzeń. W ten sposób postacie oddalają od siebie szansę na szczęśliwą egzystencję, co więcej – niszczą też życie innych. W miejsce zawiedzionych nadziei i pragnień pozbawionych możliwości ziszczenia, wkrada się podstępnie samotność, która odtąd zacznie sterować bohaterami. „Żółte oczy…” to również powieść o emigracji, rozumianej nie tylko jako opuszczenie własnego kraju, ale i jako porzucenie własnego ja, oddalenie się od siebie. U ludzi, których przedstawia Markéta Pilátová, dominuje nienasycenie i tęsknota – straszna, bo niemożliwa do zaspokojenia.
„Mama jest nieznośnie zgorzkniała i nie wie, kim właściwie jest i gdzie przynależy. Nie znam wielu szczęśliwych emigrantów, także wśród tych, którzy dobrze się urządzili. Nie są to ludzie, którzy mieli jakiś wybór. Nie wyjeżdżali dobrowolnie, po jakieś nowe doświadczenia. Pozostało w nich poczucie krzywdy, a ich złe duchy są czasem tak powykręcane, że człowiek się zastanawia, czy nie powinni raczej zostać tam, gdzie byli” – spostrzega Marta, jedna z bohaterek książki. Wydaje się, że jedynym sposobem na przerwanie marazmu codzienności jest zwrócenie się w przeszłość. W innym wypadku pozostaje kojąca siła miłości – tyle że tę trzeba najpierw znaleźć, a światowi realnemu daleko jest do baśni. Autorka stawia przed swoimi bohaterami trudne wyzwania i opowiada ich historie w nasyconych nieistotnymi detalami (więc i imitujących egzystencję) rozdziałach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz