Noir sur Blanc, Warszawa 2011.
Magia słowa
Jeśli opowiadania są sprawdzianem warsztatu pisarzy, testem na umiejętność stworzenia w niewielkiej formie zupełnie nowych światów, które w dodatku mogą silnie zapaść w pamięć czytelnikom, to Luis Sepúlveda, chilijski autor, osiągnął w nich mistrzostwo. Tom „Lampa Aladyna i inne opowiadania na przekór niepamięci” to zbiór historii rozmaitych, zarówno w formie jak i treści różniących się od siebie, a przy tym sugestywnych i wolnych od tekstowego kalkowania pomysłów. Zawarte tu opowiadania są bardzo krótkie, a jednak pisarz potrafi już od pierwszych słów zamknąć czytelników w nakreślanej przez siebie (a dla polskich odbiorców także egzotycznej) rzeczywistości i zaangażować ich w śledzenie losów bohaterów, bądź też – bo i takie partie się zdarzają – w kontemplowaniu samego opisu.
Udowadnia to autor już „Upartym płomykiem szczęścia”, tekstem, który otwiera tom. Weteran i jego wierny pies wpisani zostali w przestrzeń, jaką autor potrafił nakreślić kilkoma zamaszystymi gestami. Klimatowi surowej opowieści akompaniuje język – tak samo szorstki i bezwzględny, wolny od sentymentów jak i bohater – człowiek biedny, doświadczony przez życie, a przy tym i pomysłowy, jak zdradza puenta. Ale kolejne opowiadanie, „Kawiarnia Miramar” przenosi odbiorców w rejony śródziemnomorskie, do nowoczesności podbarwionej jeszcze przez delikatnie archaiczny spirytualizm. W „Hotelu Z” Sepúlveda próbuje normalności zapisanej we wspomnieniach i uwolnionej od silnych emocji po to, by w „Biesiadzie z umarłymi poetami” opowiedzieć prostą a wzruszającą anegdotę. Tak zbudowany jest cały tom: każde opowiadanie przynosi nową wartość, dociera do innych pokładów wrażliwości i wywołuje inne reakcje czytających. Autor próbuje swoich sił w historiach miłosnych o szczęśliwych lub nieszczęśliwych zakończeniach, szuka inspiracji w twardym kryminale, testuje fabuły i gatunki, sięga po elementy polityki i obyczajowości.
Tematycznym metamorfozom towarzyszą przemiany gatunkowe: Sepúlveda cały czas stara się zaskakiwać formami, nie wychodząc poza granice, jakie wyznacza opowiadanie. Raz okazuje się prześmiewcą, raz reportażystą, raz rozpolitykowanym tekściarzem, raz autorem historii fantasy, raz karmi odbiorców nienachalną refleksją bądź dynamiczną sensacyjnością. Zmienia także bezustannie scenerię dla swoich opowiadań – nie tyle w poszukiwaniu najlepszych środków wyrazu, co bardziej dla artystycznego popisu, który może dobrze zamaskować właściwe przesłanie: chęć ocalenia realistycznych tematów przed niepamięcią. Sepúlveda wypowiada wojnę czasowi, unieśmiertelnia swoje postacie, ich dylematy i troski, te wydumane i te bliskie codziennego życia. Ocala dzięki temu właśnie, że nie tworzy prozy użytkowej o zabarwieniu agitacyjnym, a kieruje się w stronę estetycznych zabaw, eksperymentów z tworzeniem. Ten autor potrafi udowodnić, jak plastyczny jest język, jak opowieść może podążać za akcją, kształtować ją i być kształtowaną jednocześnie – to cenna lekcja, którą z tomu „Lampa Aladyna” można także wynieść.
tak naprawdę dzięki tej książce wiem czego mogę się spodziewać po innych dziełach autora, a jeśli są równie ciekawe to na pewno po nie sięgnę. Książka ma bardzo dobre recenzje, mnie zachęciła opinia na stronie kulturaviva.pl
OdpowiedzUsuń