Iskry, Warszawa 2011.
Fajnie i już
Jeśli ktoś miałby jeszcze jakieś wątpliwości dotyczące tego, czy fajnie jest być samcem, powinien czym prędzej przewertować książkę Dmitrija Strelnikoffa i nie tylko znaleźć dowody na lepszość męskiego rodzaju, ale też ubawić się setnie przy lekturze, zaplanowanej jako źródło czystej rozrywki i popularnonaukowych anegdot przy okazji. Damsko-męskie stereotypy stanowią dla autora punkt wyjścia do komicznych wykładów i scenek z życia niestereotypowego samca, który własną płeć postrzega jako najlepszą i najdoskonalszą, co za wszelką cenę stara się ukazać w dowcipnym i szybkim tekście.
A wszystko zaczyna się od aktu męskiej ponadgatunkowej solidarności: Ewa, kobieta zmęczona i zirytowana zachowaniem kota Włodzimierza, który uwielbia znaczyć moczem swoje terytorium, planuje wykastrować pupila. Nie zgadza się na to bohater, zwany dalej po prostu Wykładowcą. Proponuje, że zajmie się Włodzimierzem, na co Ewa chętnie przystaje. Tak w życiu Wykładowcy zaczynają się zmiany, których on sam by się nie spodziewał, zwłaszcza gdy zapędzi się zbyt daleko w zapewnianiu Włodzimierzowi prawdziwego raju. Sytuację utrudnia pojawienie się w domu Wykładowcy Fiodora Dostojewskiego (który ceni wszystko, co samcze aż do przesady). Absurd wzmaga się z chwilą, gdy Włodzimierz ujawnia swoje nonsensowne, ale przecież nieocenione talenty. Świat męski staje na głowie i dopiero samica… ale o tym sza.
Wykładowca oczywiście prowadzi wykłady. Na temat tego, że fajnie jest być samcem. Szuka analogii (lub po prostu ciekawostek) w świecie zwierząt, zasypując swoich studentów danymi ze zmaskulinizowanej rzeczywistości. Wśród frapujących tematów znajdują się kwestie zdobywania samic dzięki prezentom, wątki z rozmów, alkohol, sztuka, strój, bycie ojcem doskonałym, ale także zagadnienie penisa, seksu i miłości homoerotycznej. Co najważniejsze: w większości wypadków, nawet najbardziej kojarzonych ze zdobyczami cywilizacji, Strelnikoff szuka niebanalnych przykładów ze świata przyrody – i bez trudu je znajduje. Zamiast tendencyjnych dowodów na słuszność głoszonych prze niego tez, przedstawia zatem serie miniopowiastek, które bez trudu zafascynują czytelników. Nie porusza się autor w dobrze znanych i do znudzenia powtarzanych schematach, a zyskuje odświeżające spojrzenie na kwestie, wydawałoby się, do znudzenia obgadane.
„Fajnie być samcem” to rzecz jasna popis humoru, wtopionego nie tylko w kreację głównego bohatera oraz sytuacje, które stają się jego udziałem, ale i w samą narrację, godną sprawnego satyryka. Bodaj dwa razy posiłkuje się Strelnikoff dowcipami obiegowymi, które akurat dobrze pasują jako puenty do rozdziałów – przeważnie jednak zdradza swój zmysł humorysty, dostrzega i potrafi umiejętnie sprzedać absurdy codzienności, a do tego jeszcze próbuje wykazać się znajomością różnych kultur (co nie jest trudne dzięki jego podróżniczej pasji). Pisze książkę dynamiczną i rozwijającą się błyskawicznie (w tym kontekście materia wykładów – czasem zbiór złotych myśli, cytatów czy faktów zoologicznych powinna działać spowalniająco na lekturę), a przy tym bawiącą również absurdem w dobrym gatunku. W końcu nie każdy bohater hoduje pantofelki i zabiera do psychoanalityka niechcianego współlokatora. Ale Wykładowca jest jedyny w swoim rodzaju.
Strelnikoff dokonał tego, co wydawało się z góry skazane na niepowodzenie: poruszył temat bycia mężczyzną z przymrużeniem oka i bez powtarzania niepotrzebnych banałów. I w końcu udowadnia, że naprawdę „Fajnie być samcem”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz