Wilga, Warszawa 2011.
Literowe pytania
Krótkie wierszyki-zagadki dla najmłodszych zawsze cieszyły się sporą popularnością, łącząc w sobie walory edukacyjne, lekturę i rozrywkę dla dziecka. Jeśli do tego dojdzie jeszcze klucz abecadłowy, czyli uporządkowanie zagadek według kolejnych liter alfabetu, uruchamia się kolejny dydaktyczny aspekt, odpada za to problem treściowego zespolenia kolejnych utworków. Tym tropem poszedł Łukasz Dębski, kiedy w „Literozagadkach” postanowił oswoić maluchy ze wszystkimi literami polskiego alfabetu, nawet tymi „niepopularnymi” w wierszykach, jak ć, ń, ą czy ę. Stworzył serię bardzo krótkich (czterowersowych) rymowanek, w których rozwiązanie zawiera (gdy tylko jest to możliwe – w nagłosie) daną literę. Zagadki nie są trudne, więc dzieci nie zniechęcą się do literowych łamigłówek, ale może szkoda, że autor nie poszedł tropem ujednolicenia formy i obok rozstrzygnięć ukrytych we współbrzmieniach stawia zupełnie zwyczajne rymowane pytania.
Chociaż nie powinno tak być, forma staje się najsłabszym punktem książki: Łukasz Dębski zbyt łatwo ulega nasuwającym się rymom gramatycznym, gdy jest mu wygodniej, zwyczajnie rezygnuje z jednej pary współbrzmień. Przyzwyczaja dzieci do szukania odpowiedzi w rymie (robi tak przez sześć pierwszych wierszyków), potem zdarza mu się to coraz rzadziej – a przecież nie może uprzedzić dzieci o zmianie strategii. To wprowadza do tomu niepotrzebny chaos i trochę unaiwnia całość, a przecież nietrudno byłoby znaleźć współbrzmienia odpowiadające konkretnym rozwiązaniom i zamknąć je w zgrabnym czterowersie. Zwłaszcza że w „Literozagadkach” nie ma dodatkowych puent w tekstach, cały koncept polega na zrymowaniu podpowiedzi (humorystyczny jest chyba tylko jeden tekst, rymowanka o rowerze, bo już motyw z paskami zebry jest wtórny).
Jeśli któreś dziecko miałoby problem z rozszyfrowaniem literozagadki mimo literowej podpowiedzi, pomogą mu w zadaniu rysunki Aldony Kaszuby-Dębskiej i im warto poświęcić więcej uwagi. Ilustratorka nie chce ugrzecznionych postaci, wprowadza do obrazków pewien chaos (kontrolowany) i lekki absurd (przez który można nawet mówić o specyficznym humorze grafik). Umieszcza rysowane podpowiedzi w centralnych punktach kolejnych stron, ale dodaje także ponadplanowych bohaterów, którzy ubarwiają całość i wprowadzać mogą lekkie zamieszanie. Na rysunkach pojawiają się nie tylko pojedyncze kolorowe litery, ale i wyrazy (wśród których wyszukać można ten właściwy). Kaszuba-Dębska zdradza jednak szczególne upodobanie do imion, którymi podpisuje zbędnych bohaterów. Czasami też komplikuje sytuację, gdy na przykład ni z tego ni z owego konika na biegunach podpisuje jako źrebaka, a konia – jako konika. Tam, gdzie na sąsiadujących ze sobą stronach pojawiają się dwie kolejne litery, autorka miesza je na rysunkach. Może warto było skupić się jednak bardziej na przedmiotach kojarzących się z daną literą, a nie na abstrakcyjnych imionach i kreowanych rysunkowych sytuacjach? Ale wtedy książeczka niczym specjalnym by się nie wyróżniała. No, może poza naprawdę ślicznym wydaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz