Tekst: Yasmina Reza
Przekład: Barbara Grzegorzewska
Reżyseria: Grzegorz Chrapkiewicz
Na scenie: Grażyna Bułka, Anna Guzik, Adam Myrczek, Grzegorz Sikora
Koncert emocji
Dwóch małych chłopców pobiło się ze sobą. Dziecięca sprzeczka nie miałaby poważniejszych konsekwencji, gdyby nie fakt, że jeden z maluchów wybił drugiemu kijem dwa przednie zęby. W tej sytuacji rodzice nie mogą już pozostać obojętni i spotykają się, żeby wyjaśnić sprawę. A dokładniej: rodzice agresora przybywają do rodziców ofiary. W luksusowym wnętrzu zasiadają do kurtuazyjnej rozmowy, w trakcie której niespodziewanie górę zaczynają brać zwykle skrzętnie skrywane emocje. Yasmina Reza w „Bogu mordu” postawiła na rozwój warstwy uczuć, fabułę sprowadzając do prostego spotkania. Cztery osoby, które początkowo starają się być wobec siebie uprzejme, nagle tracą panowanie nad sobą, zapominają o zasadach dobrego wychowania i o dobrodziejstwach dyplomacji. Rozpoczyna się otwarta walka, podczas której światło dzienne ujrzy sporo pretensji i zarzutów, zupełnie jakby istniał tylko bóg mordu, podsuwający swoim wyznawcom pomysły na niezbyt wyrafinowane tortury.
„Bóg mordu”, wystawiany w wielu teatrach, kusi tragifarsowym spojrzeniem na rzeczywistość, a także eksponowaniem kruchości podstaw międzyludzkich relacji. Yasmina Reza lubi psychologiczne rozgrywki i obnażanie obłudy: w „Bogu mordu” te tematy zyskują najpełniejszy wymiar. Widzowie mogą obserwować nagłe przemiany postaci i cieszyć się udanymi, naturalnymi kreacjami aktorów Teatru Polskiego z Bielska-Białej: Grażyna Bułka, Anna Guzik, Adam Myrczek i Grzegorz Sikora zapewniają bowiem sporo rozrywki i realistyczno-groteskową wizję konfliktu. Całości dopełniają idealnie dobrane pozaaktorskie elementy: olśniewająca scenografia, rozwiązania oświetleniowe i tło muzyczne.
Po prezentowanym na 13. Letnim Ogrodzie Teatralnym spektaklu to panie dostały największe brawa, ale naprawdę trudno wyróżnić któregokolwiek z artystów. Anna Guzik jako Veronique, chłodna i dystyngowana, prawdziwa dama – kreuje matkę poszkodowanego chłopca. Z wystudiowanym spokojem próbuje odnieść się do przykrej sytuacji. Potrafi dać do zrozumienia, że gardzi swoimi gośćmi, nie tracąc przy tym godności. Kiedy zdradzi się ze swoimi prawdziwymi uczuciami, nie ma już żadnych hamulców, będzie zaskakiwać swoją postawą. Poza tym przyciąga spojrzenia: w różowej kreacji i na niebotycznie wysokich obcasach porusza się jak modelka, co dodatkowo podkreśla charakter jej bohaterki. Mąż Veronique, Michel, to jakby kopia Ivana ze „Sztuki”: w okularkach i szarym swetrze stanowi kontrast dla wyemancypowanej partnerki. Początkowo wydaje się zahukany i zdominowany prze żonę… ale to on jest odpowiedzialny za tragiczne losy pewnego chomika i okazuje się bezwzględnym mordercą. Najpierw budzi śmiech, lecz w sztuce nie będzie kozłem ofiarnym, jego metamorfozy przebiegają dość szybko. Grzegorz Sikora dobrze poradził sobie z tą niejednowymiarową rolą, potrafi rozbawić, a i zdenerwować. Zupełnie inaczej prezentuje się Alain Adama Myrczka, człowiek interesu, nierozstający się ze swoim telefonem komórkowym. To on łamie najwięcej zasad savoir-vivre’u, o szok przyprawiając grzecznych gospodarzy. Z niezręcznych sytuacji ratują go kolejne rozmowy biznesowe i szemrane sprawki, które stara się tuszować. Adam przynosi wstyd żonie, ale sam nie zdaje sobie sprawy z popełnianych nietaktów. Zresztą przecież niedługo całe towarzystwo do niego dołączy. Jest jeszcze Annette, Grażyna Bułka, której postać umożliwia odrzucenie konwenansów za sprawą… nerwowego odruchu womitalnego. Zaczyna od niepewności, zawstydzenia i zażenowania: źle czuje się w domu Veronique, ze źle wychowanym mężem, przepełniona poczuciem winy za wybryk syna. Już wkrótce jednak znajdzie w sobie siłę, by zawalczyć o swoje racje. Potrafi wpaść w histerię i urządzić awanturę, umie budzić współczucie. Wprowadza do scen mnóstwo dynamiki i nieprzewidywalności. Relacje między bohaterami wciąż się zmieniają, lojalność wobec małżonków przeradza się w porozumienie płci, alkohol dodaje śmiałości i podsyca emocje. Zresztą nie ma się już z czego wycofywać, sytuacja zmierza w jednym kierunku, nie da się cofnąć raz wypowiedzianych słów, trzeba brnąć dalej w relacje, których nie chroni już bezpieczna dyplomacja. W samym tekście niewiele jest żartów, ale stałą rozrywkę widzom zapewnia koncert uczuć i gwałtownych reakcji. Cztery postacie uzupełniają się wzajemnie i rywalizują ze sobą jedynie w płaszczyźnie akcji, dzięki czemu chaos na scenie nie wymyka się spod kontroli, a śledzenie konfliktów może okazać się przyjemnością.
Imponują w bielskiej realizacji rozwiązania scenograficzne: zwracają uwagę zwłaszcza białe ściany i ogromny, fantazyjnie powykręcany żyrandol. Białe oświetlenie uzupełniają jeszcze chłodne halogeny, ukryte przed wzrokiem widzów i jasnoniebieskie filtry na kontrach: podsyca to wrażenie luksusowego i dopracowanego w najdrobniejszych szczegółach wnętrza. Minimalistyczny wystrój stanowi najlepsze tło dla skomplikowanych i wymykających się ze schematów zachowań.
Aktorzy z bielskiego teatru swobodnie bawią się sytuacjami, wczuwają się w historię i uruchamiają całe pokłady emocji. Płynnie przechodzą od charakteru do charakteru, przekonująco się kłócą i budują wyraziste kreacje.
(spektakl wystawiony na 13. Letnim Ogrodzie Teatralnym, 13.08.2011)
Moim skromnym zdaniem p. Reza jest dramaturgiczką(?) mocno przereklamowaną. Obejrzałem dwa spektakle jej autorstwa i bardzo wątpię, abym chciał obejrzeć kolejny, ponieważ obydwa zasadzały się na pomyśle: Kilkoro ludzi "z wyższych sfer" spotyka się w jakimś ekskluzywnym wnętrzu po to, aby "wypruwać flaki". I nie mają najmniejszego znaczenia ani płcie, ani wzajemne zależności bohaterów. Ważne tylko, że na scenie "się niespodziewanie rzyga". O ile podczas pierwszego zetknięcia ten pomysł na sceniczną "psychodramę" może fascynować, o tyle podczas kolejnego tylko irytuje i nuży, a cała moja (widza) złość skupia się wtedy na Bogu ducha winnych aktorach, którzy postarali się wykonać swoją pracę jak najlepiej, ale choćby stawali na rzęsach, to jednak ani na chwilę nie opuściło mnie pytanie: PO CO (to wam i mnie)?!
OdpowiedzUsuńS.J.
Mnie się cierpliwość skończy, tak sądzę, przy trzecim/czwartym powtórzeniu schematu. Na razie Korez uratował się humorem, Bielsko - kreacjami aktorów (tę czwórkę przyjemnie się oglądało bez względu na fabułę).
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy Reza jest przereklamowana, czy po prostu modna (co samo w sobie potrafi obrzydzić każdy spektakl jeszcze przed jego zaistnieniem)...