WAM, Kraków 2011.
Dla najmłodszych
Są książeczki, o których trudno byłoby napisać pełnowymiarową recenzję, choćby z racji tego, że nie mają zbyt rozbudowanej warstwy tekstowej i nie ambitnym celom służą, a objętościowo przy tym nie należą do imponujących. Przeznaczone dla maluchów publikacje mieszczą krótkie historyjki lub wierszyki-zagadki i naprawdę trudno komentować je z punktu widzenia dorosłego: w końcu dla dzieci i tak najważniejsze będzie spędzony z rodzicami czas, wspólna lektura, rytm, zabawa, fakt zaproszenia ich do nowego, wymyślonego – więc bajkowego – świata.
Do takich książkowych drobiazgów zaliczyć można małą opowieść „Czy to psota mego kota?” Katarzyny Prudło z rysunkami Małgorzaty Pęcherskiej-Chełkowskiej. To wierszyk oparty na prostym i znanym motywie: mały bohater wszczyna śledztwo, bo z jego talerza zniknęła parówka. O zjedzenie przysmaku podejrzewa wszystkie domowe i przydomowe zwierzęta: psa, kota, kurę i chomika – w końcu, gdy brakuje już postaci, na które można by zrzucić winę, chłopiec przyznaje, kto był sprawcą całego zamieszania. Mały żart, chociaż wtórny, powinien przypaść do gustu kilkulatkom – jest w końcu związany z zaskoczeniem, dzieci nie będą spodziewać się takiego finału.
Naiwnej w gruncie rzeczy opowiastce towarzyszy niezbyt dojrzała (ale nie grafomańska) forma. Katarzyna Prudło każdą zwrotkę poświęca na nowy zwrot akcji, co podkreśla zmienianym ciągle rytmem. Co ciekawe, nie wybiera tak charakterystycznego dla bajek ośmiozgłoskowca, woli dłuższe wersy, które dynamizuje jednak przez rymy męskie (oczywiście nie zawsze). W ten sposób po pierwsze odwraca uwagę od dalekiego od ideału kształtu wierszyka, a po drugie – sprawia, że tekst wydaje się lepszy. Kiedy bowiem autorka przechodzi do rymów półtorazgłoskowych, widać już infantylizm, widać rymy gramatyczne i nieoryginalne (jeden miły dla ucha wyjątek to wcale-zakalec, ale też i w tym momencie Prudło udowadnia, że nie bardzo panuje nad tekstem i prowadzi ją przypadkiem znalezione współbrzmienie). Zdrabnia niepotrzebnie (kurki-pazurki), a kiedy nie jest w stanie utworzyć czterowersu z dwiema parami rymowymi, z jednej pary zwyczajnie rezygnuje.
Ilustratorka spisuje się nieźle: jej obrazki także są naiwne i proste w kresce, ale spodobają się maluchom, zwłaszcza że przypominają rysunki wykonywane przez mamy bądź utalentowane starsze siostry, a to zawsze imponuje. Postacie są na nich bajkowe i wyraziste, nie ma rozpraszających uwagę i niepotrzebnych szczegółów, miny zwierząt zdradzają ich zaniepokojenie i zaangażowanie w problem.
Mimo że tak malutka, jest ta książeczka starannie wydana: na kredowym papierze i zszyta. Zaledwie dwanaście stron nadaje się na rozpoczęcie przygody z lekturą, tomik dla najmłodszych sprawdzi się jako lektura przed snem i źródło rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz