niedziela, 28 sierpnia 2011

Teatr DIM: Co za dzień!


Opracowanie tekstu Marek Wit
Na scenie: Danuta Lewandowska, Marek Wit

Teatr na wyciągnięcie ręki

Marek Wit w wywiadzie dla „Sztajgerowego Cajtunga” przyznał kiedyś, że jego idea współtworzonego z dziećmi teatru wzięła się z obserwacji zabaw maluchów. Kilkulatki podczas zwyczajnych, codziennych zajęć ożywiają przecież lalki i misie, budują z ich udziałem całe scenki i czerpią przyjemność z kreatywnych doświadczeń. Kiedy uczestniczą w zabawie, poświęcają całą uwagę na skonstruowanie wiarygodnego wyobraźniowego świata. Wit, założyciel Teatru DIM, przeniósł jedynie te postawy maluchów na scenę i umożliwił im uczestniczenie w prawdziwych spektaklach.

Przedstawienia w wykonaniu Teatru DIM zyskują osobliwy kształt, który dla postronnych dorosłych obserwatorów, osób niezaangażowanych w sztukę, wydaje się mało atrakcyjny, a momentami nawet męczący. Dzieci natomiast, które stają się bohaterami wydarzenia i aktorami, są zawsze zachwycone. Wit zaprasza na scenę wszystkie chętne maluchy (mniej odważne mogą zabrać ze sobą rodziców!) i rozdziela role. Poza kilkoma ważnymi ma zawsze w zapasie całe mnóstwo dodatkowych postaci, które grają w scenach zbiorowych – tak, by żadne dziecko nie zostało bez lalki czy maski. Gdy każdy zna swoje zadanie, rozpoczyna się spektakl.

W historii „Co za dzień” autor postawił na dydaktyczną, ale i humorystyczną bajkę o leniwej kotce Misi. Kotka ta nie chciała po sobie sprzątać, spała z nogami na poduszce i niechętnie chodziła do szkoły – wreszcie przedmioty w jej domu zbuntowały się i postanowiły dać jej nauczkę. Nie w fabule jednak tkwi atrakcyjność spektaklu, a w przydzielonych kilkulatkom zadaniach. Niektóre grały sprzęty domowe (znalazło się żelazko, zegar, ale nawet materacyk i sukienka), inne – szkolnych kolegów bohaterki czy ją samą. Jako uczniowie, dzieci przesiadywały w kociej klasie i razem bawiły się na przerwie, a gdy akurat nie uczestniczyły w scenie, siadały z lalkami z boku i czekały na swoją kolej, uważnie śledząc akcję. Rola kilkulatków polegała nie tylko na animowaniu postaci maluchy wygłaszały także podrzucane im przez Marka Wita i Danutę Lewandowską kwestie (w innych spektaklach Teatru DIM mogą też śpiewać i tańczyć), a czasem były wciągane do zwyczajnej zabawy (gra w piłkę czy w „lampa – nos”).

Ponieważ aktorzy stają się tu wyłącznie narratorami i pomocnikami dzieci, trudno mówić o artyzmie wykonania czy dopracowaniu drobiazgów. Ostateczny kształt spektaklu ma znaczenie dużo mniejsze niż radość młodych aktorów. Jako takie zatem przedstawienie nie może podlegać zwykłym kryteriom oceny sztuk. Chorzowski „Co za dzień” oparty był jednak w dużej mierze na pracy Wita i Lewandowskiej (nie wszystkie maluchy chciały występować i nie wszystkie znalazły w sobie odwagę do powtarzania tekstu), kontrolowany chaos dało się zatem obejrzeć bez większego zmęczenia.

Marek Wit traktuje przedstawienie nie jak dzieło sztuki, które ma intrygować formą czy scenografią, a jak pretekst do zabawy dla maluchów. Plusów takiego podejścia jest kilka: aktor nie ma problemu z zaangażowaniem dzieci w treść opowiadanej bajki, nie musi walczyć o ich uwagę. Kilkulatki oswajają się z teatrem i udział w przedstawieniu zapada im w pamięć. Mogą naprawdę zainteresować się całym teatralnym zapleczem, które nagle okazuje się przygodą na wyciągnięcie ręki.

Trzeba przyznać, że Wit i Lewandowska dobrze radzą sobie z tabunami łażących po scenie dzieci, a większość maluchów posłusznie wykonuje polecenia aktorów. Nagrodą dla nich jest również możliwość nauczenia się, jak animować lalki, czy szansa na wygłoszenie do mikrofonu paru kwestii. Poza tym cieszy przecież sam udział w tak niezwykłym wydarzeniu.

(Spektakl w ramach V Chorzowskiego Teatru Ogrodowego)


Foto: Radek Ragan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz