sobota, 27 sierpnia 2011

Joanna Chmielewska: Gwałt

Warszawa 2011.

Podróż nieudana

Tematy do powieści kryminalnych znaleźć można na każdym kroku. Joanna Chmielewska w czasach swojego związku z Diabłem-Wojtkiem trafiła na proces, który zachwycił ją absolutną bezmyślnością sędziego i całym spektaklem, jaki odgrywali zarówno świadkowie jak i strony sporu. Scena, choć zawierała potężny ładunek komizmu, nie została przez autorkę wykorzystana – do tematu powróciła Chmielewska dopiero w jednej z późnych, patchworkowych autobiografii, dość dokładnie przytaczając co smaczniejsze fragmenty z sali rozpraw. Jak się okazało, po wyeksploatowany w ten sposób motyw postanowiła sięgnąć raz jeszcze, w powieści „Gwałt” – dzięki takiemu tytułowi wielbiciele jej twórczości mogli od razu domyślić się, jakiej sytuacji tekst będzie dotyczyć – i podjąć świadomą decyzję o ewentualnym powrocie do znanego wątku.

Fabuły nie ma sensu przytaczać, zainteresowani streszczeniem sięgnąć powinni do autobiografii Chmielewskiej – otrzymają wyciąg najciekawszych kawałków ze skrótowym komentarzem. W „Gwałcie” czytelnicy są świadkami wiadomego procesu, tyle że ciągnącego się przez 350 stron i pozbawionego nowych puent. Pojawia się Patrycja, dziennikarka i Kajtuś – prokurator-dziwkarz. Między nimi musi w końcu zaiskrzyć, Patrycja to alter ego Joanny, Kajtuś to wykapany Wojtuś. Skupienie uwagi na Patrycji pozwala na bierne uczestnictwo w karykaturalnej rozprawie. Patrycja przysłuchuje się sędziemu-idiocie raczej bez reakcji, chociaż dla uzasadnienia wewnętrznych jej spostrzeżeń Chmielewska wprowadziła do książki urządzenie podsłuchowe: w chwilach ekstremalnej irytacji bohaterka prycha ironicznymi komentarzami w broszkę, a jej uwagi trafiają do uszu Kajtusia (który, dla zamaskowania reakcji własnych, sięga po szklankę z wodą i w całym tomie dorównuje chyba smokowi wawelskiemu). Akcja toczy się niemrawo, Patrycja prycha na kolejne absurdy, sędzia popełnia lapsusy, które w końcu znużą najwytrwalszych, od początku wiadomo, że gwałtu nie było.

Kolejna ucieczka do PRL-u zakończyła się klęską. Chmielewska powiela złe nawyki ze swoich późnych książek. Po pierwsze akcja jest zbyt statyczna, czytelnicy towarzyszą bohaterce, która w ogóle się nie porusza, siedzi w miejscu, a jedyną aktywnością, na jaką sobie pozwala, staje się komentowanie tego, co i tak samo siebie ośmiesza. Po drugie – stylistyczne popisy, które autorka tak lubi, straciły świeżość: teraz Chmielewska posługuje się kalkami z siebie, frazami zbyt oczywistymi dla stałych czytelników. Po trzecie, umieszczenie akcji w czasach PRL-u nie przekłada się na odwzorowanie peerelowskiej codzienności, autorka zamyka bohaterów daleko od rzeczywistości, jedynym akcentem uwiarygodniającym czas ma być oranżada, na którą wybierają się trzy postacie. Przewidywalność fabuły i fakt, że temat nadawał się raczej na krótkie opowiadanie, a nie na powieść tych rozmiarów, dopełnia czarę goryczy. Przypuszczalnie też autorka pomstować będzie na korektę, ale to już inna sprawa.

W dużej części składa się ta powieść z cytatów, przetykanych od czasu do czasu mocno zbędnym komentarzem. W obrazie płomiennego w założeniach romansu zabrakło ognia, wskrzeszenie dawnych bytów nie powiodło się i tym razem. Ale „Gwałtu” część czytelników przekreślać nie będzie. Ci, którzy nie znają kultowych tomów Chmielewskiej, ci, którym podobały się słabe ostatnie książki, uznają „Gwałt” za całkiem dobre i sympatyczne czytadło. Faktycznie, jeśli porównać najnowszą historię z poprzednimi utworami Chmielewskiej, wypada ona całkiem nieźle. Mimo wszystko brak jej jednak tempa i zaskoczenia, dla stałych czytelników, którzy rezygnują z pozycji wyznawców, „Gwałt” będzie tomem rozczarowującym. Może za bardzo autorka stara się sprostać wymaganiom odbiorców? Pewne jest, że w jej ostatnich powieściach nie ma już lekkości, świeżości ani wigoru. Nieruchawi bohaterowie biernie obserwują otoczenie, język demaskuje klisze i kalki, tak uwielbiany przez wielu styl okazuje się skostniały i niewystarczający do ubarwienia nijakich wydarzeń.

2 komentarze:

  1. Ta książka spogląda na mnie z witryn księgarskich i pewnej sieci kiosków. Ale ja jakoś nie jestem przekonany, mimo że jestem fanem twórczości Chmielewskiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Chmielewska, niestety nowa ksiazka pt. Gwalt jest beznadziejna. Z trudnoscia dotrwalam do ostatniej strony. Nudy, strata czasu i pieniedzy, niestety. Wciaz kupuje kolejne ksiazki p. Joanny majac nadzieje na powrot starych klimatow.

    OdpowiedzUsuń