wtorek, 2 sierpnia 2011

Jenny Nelson: Toskańska trattoria

Bukowy Las, Wrocław 2011.

Raj gdzie indziej

Modyfikowanie popularnych w czytadłach schematów przeważnie wychodzi na dobre autorom, którzy chcą tworzyć powieści ciekawe i wpisujące się w literacką rozrywkową modę. Postąpiła w ten sposób Jenny Nelson, która w „Toskańskiej trattorii” połączyła dwa nurty charakterystyczne i poszukiwane w obyczajówkach: dążenie do spełnienia zindywidualizowanych marzeń oraz wątek z toskanianów. Uzyskała dzięki temu lekką powieść, która dodaje otuchy, ale też nie kończy się z chwilą trafienia do toskańskiego raju.

Autorka dość szczegółowo prezentuje egzystencję bohaterki, Georgii, z jej „dobrych” czasów. Kobieta realizuje się w pracy jako szef kuchni w ekskluzywnej restauracji na Manhattanie, planuje też ślub. W krótkim czasie traci wszystko – przez bezmyślną postawę właściciela restauracji i druzgoczącą recenzję mściwej dziennikarki zostaje zwolniona z pracy: po ostrej publicznej krytyce nie może też liczyć na dobrą posadę w Nowym Jorku. Narzeczony okazuje się kokainistą, któremu wcale nie spieszy się do ołtarza – i nagle Georgia zostaje sama. By nie pogrążyć się w marazmie, kontaktuje się z włoską znajomą, która akurat otwiera trattorię w małym toskańskim miasteczku – i dostaje tam pracę. Wprawdzie nie na wymarzonym stanowisku, ale… Georgia ma do czego dążyć. Nie obejdzie się bez drobnych romansów i wielkich kłótni, zawiedzionych nadziei i rozkwitających mimo wszystko marzeń. Georgia musi podjąć walkę z własnymi demonami i złą przeszłością, która ściga ją nawet po zmianie kontynentu – ale cały czas pielęgnuje w sobie przekonanie, że kiedyś wróci do ukochanego Nowego Jorku i otworzy tam restaurację.

I tym „Toskańska trattoria” różni się od typowych publikacji z Toskanią związanych. Autorka podkreśla uroki regionu, przede wszystkim skupiając się na połączonym ściśle z posiłkami trybie życia. Ale zachwyt Toskanią nie przeradza się w bezwarunkową fascynację, to, co może urzec czytelników, nie do końca przekona Georgię, stęsknioną za swoim miastem. Różnice między toskanianami a tą powieścią polegają na fakcie, że w toskanianach marzenia postaci finalizują się właśnie we Włoszech. W „Toskańskiej trattorii” pobyt bohaterki we Włoszech jedynie umacnia ją w przekonaniu, że powinna być gdzie indziej i robić co innego. To zaskakujące przełamanie konwencji wychodzi książce na dobre: czytelnicy będą musieli zrezygnować z lekturowych schematów i podążać za bohaterką. Tę natomiast Jenny Nelson poprowadzi dość odważnie przez świat, czasem zsyłając na nią udręki, czasem pełniąc rolę dobrej wróżki.

Narracja w tomie dopasowana jest do stonowanego i kojącego stylu toskańskich opowieści, co sprawia, że lektura przynosi odprężenie i wydaje się apetyczna – tym bardziej, że chociaż autorka zrezygnowała z faszerowania książki przepisami kulinarnymi, w paru miejscach dość szczegółowo przedstawiła poczynania Georgii w kuchni. „Toskańska trattoria” zaczyna więc działać na zmysły odbiorców. To książka, którą przyjemnie się czyta – niby zwyczajna obyczajówka, czerpiąca z modnych nurtów w literaturze rozrywkowej – a jednak napisana jest tak, że nie odczuwa się przy niej niedosytu czy irytacji. Jest ciekawa i dostarcza rozrywki nie tylko miłośnikom książek spod znaku toskanianów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz