niedziela, 3 lipca 2011

Sarah-Kate Lynch: Za oknem cukierni

Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

Wielka zmiana

Zdrada. Temat stały w powieściach obyczajowych, a w ostatnich latach jeszcze spotęgowany przez motyw rozpoczynania nowego życia przez pokrzywdzonych bohaterów. Od tego zagadnienia wyszła Sarah-Kate Lynch w swojej najnowszej książce „Za oknem cukierni”. Wydawałoby się, że nie ma bardziej zniechęcającego tematu: ponadczterdziestoletnia bohaterka odkrywa zalaminowane, ukryte w bucie do golfa, zdjęcie rodziny swojego męża. Drugiej, starannie przemilczanej i pełnej rodziny z Toskanii. W zasadzie Lily nigdy nie działała impulsywnie, ale teraz upija się i nie do końca świadomie wykupuje bilet na samolot do Rzymu. Nie wie, co zrobi – po prostu porzuca wszystko i zmierza tam, gdzie powinien znajdować się teraz jej niewierny mąż. Nie ma pojęcia o tym, że w Montevedovie trudno zachować anonimowość – ani o tym, że działa tam Tajna Liga Owdowiałych Cerowaczek – dziarskich staruszek, które zamiast reperować stare skarpetki, próbują leczyć złamane serca i swatać, w tajemnicy nawet przed głównymi zainteresowanymi, nieszczęśliwych ludzi. Staruszki mają coraz więcej kłopotów ze zdrowiem i bez przerwy się kłócą, jak na Włoszki przystało, lecz działalność na rzecz singli dostarcza im i zajęcia, i wrażeń. Chcą pomóc swojemu ulubieńcowi, Alessandro, i skojarzyć z nim przybyłą cudzoziemkę. Nie brakuje im poczucia humoru, mocno zgryźliwego i wolnego od związanych z wiekiem tabu. Kiedy włoskie staruszki wkroczą na scenę, okaże się, że „Za oknem cukierni” do banalnych i nudnych tekstów nie ma szans należeć.

Sarah-Kate Lynch przedstawia temat delikatny, chociaż nie do końca chce podchodzić do niego od strony psychologicznej. Stopniowo ujawnia, dlaczego bohaterka i jej mąż nie byli w związku szczęśliwi (choć wydawało im się inaczej) – i dlaczego doszło do zdrady: ale roztrząsanie kryzysów w małżeństwie nie jest jej podstawowym celem. W tomie łączy się temat relacji między dwojgiem bliskich sobie ludzi oraz… wątek znany z toskanianów, zresztą nieprzypadkowo akcja przenosi się właśnie do Toskanii. Lily zwalnia tempo życia i nagle odkrywa jego uroki. Znajduje receptę na szczęście – chociaż nie wiąże się to z planami sprytnych wdów. Te nie zrażają się niepowodzeniami, szybko też przenoszą sympatię na Lily, której sekret poznały dzięki swej przebiegłości. Śledzenie wymyślonej przez Lynch fabuły jest naprawdę bardzo przyjemne – nie ma tu przewidywalności, tak typowej dla powieści, w których bohaterowie zaczynają wszystko od nowa, nie ma wyłącznego spokoju toskanianów. Ciągle coś się dzieje, a emocje Lily nie należą do nużących. Autorka potrafi wzruszać i cieszyć bez odwoływania się do utrwalonych w literaturze schematów. Do tego dochodzi naprawdę apetyczna narracja – z książką Lynch nie sposób się nudzić, to jedna z tych powieści, do których chętnie się wraca – i która przynosi ukojenie.

Mimo trudnych zagadnień poruszanych w „Za oknem cukierni”, ten tom przynosi sporo śmiechu – dzięki Tajnej Lidze Owdowiałych Cerowaczek, których bezustanne kłótnie i docinki bardzo ożywiają senną atmosferę małego miasteczka. Sarah-Kate Lynch stosunkowo rzadko decyduje się na tak silnie akcentowany humor, ale w najnowszej książce udowadnia, że bez trudu radzi sobie z budowaniem scenek, których nie powstydziliby się twórcy skeczy. Dowcip sprawia, że nie ma w tej powieści tanich sentymentów, a tom nie stanowi prostego wyciskacza do łez. Spodoba się także sceptyczkom, które nie przepadają za historiami o miłości.
„Za oknem cukierni” to pozycja, która może szybko stać się bestsellerem. Sięga się po nią dla rozrywki, dla zabicia czasu, uspokojenia nerwów – i dla radości czytania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz