sobota, 2 lipca 2011

David Nicholls: Jeden dzień

Świat Książki Warszawa 2011.

Raz do roku

15 lipca 1988 roku. Emma i Dexter skończyli studia, a teraz spędzają ze sobą noc. Nie wiedzą, co przyniesie przyszłość, ale i nie oczekują niczego od siebie. Wkrótce i tak się rozstaną, i każde pokieruje swoim własnym życiem. David Nicholls wychodzi od prostej sytuacji i nie pozwala bohaterom na moment sentymentów. W filmowym niemal skrócie nie ma na to miejsca. Odtąd bowiem Nicholls będzie podążał za postaciami, by sprawdzać, w jakiej sytuacji znajdą się za rok, za dwa lata i później. Porzuca Emmę i Dextera, by zjawiać się – jako obserwator – w ich rzeczywistości tylko na jeden dzień w roku. I portretuje zagubioną Em, która nie bardzo wie, co chciałaby robić w życiu – i Dextera, spędzającego czas na ciągłych imprezach i zaliczaniu kolejnych dziewczyn. Samotną, sfrustrowaną, uwikłaną w romans z przełożonym Em – i Dextera, który rujnuje sobie życie na wiele sposobów. Em i Dextera, którzy mimo wszystko utrzymują ze sobą kontakt i stwarzają pozory przyjaźni – a z czasem tę przyjaźń budują – i którzy bardzo się nawzajem potrzebują.

„Jeden dzień” to książka napisana z pomysłem nie tylko na fabułę, ale i na formę, chociaż nasuwa się przy lekturze skojarzenie z Fannie Flagg w wersji męskiej. Autor koncentruje się na dwóch równoległych życiorysach i na momentach wspólnych dla dwojga bohaterów – tylko dzięki temu unika jednokierunkowości i banału, bo przecież wiadomo: opowiada historię miłosną, tyle że w surowszej niż w typowych obyczajówkach wersji. Dość długo wybiera pesymistyczne rozwiązania, niszczy swoim bohaterom życie i odbiera im nadzieję. Podsuwa alkohol i narkotyki, wikła w związki bez sensu i przyszłości, odbiera pracę, ale nigdy nie niszczy do końca – pozostawia im bowiem siebie nawzajem i świadomość, że zawsze znajdą zrozumienie i pocieszenie. Przyjaźń początkowo zbudowana na konwencjonalnych zapewnieniach i próbach ucieczki od tanich scenariuszy, okazuje się największą wartością, jaką Emma i Dexter mogą otrzymać. Tylko że autor-demiurg nie śpi.

Nicholls naprawdę lubi filmowy styl pisania. Upraszcza narrację, pozostawiając bez komentarza krótkie i realistyczne dialogi, chętnie posługuje się obrazami i ruchem bohaterów – naprawdę nie zależy mu na literackości książki, co nie znaczy, że źle się tę powieść czyta, wprost przeciwnie, ale na tworzeniu historii bezpośrednio w wyobraźni odbiorców, których zresztą nie oszczędza, oddalając od nich ukojenie. To powieść szorstka i drażniąca, a przy tym magnetyczna. Irytuje, ale i wzrusza, do tego stworzona jest na przekór literackim modom. Niemałe znaczenie ma fakt, że sam autor nie czuje obowiązku chronienia bohaterów, jakby pozbawiony był w stosunku do nich jakichkolwiek uczuć – co w przypadku powieści obyczajowych jest rzadkością. Trudno też przypuszczać, by na początku lektury bohaterowie przypadli do gustu czytelnikom, skoro Nicholls skupia się w ich prezentowaniu na zestawie cech uśrednionych lub niezbyt atrakcyjnych. Najpierw Emma i Dexter są zbyt zwyczajni na to, by ich bezkrytycznie polubić, z czasem rzeczywistość wcale nie wygląda lepiej, a mimo to zradza się u odbiorców niewytłumaczalna sympatia do postaci.

Ta książka stanowi dowód na to, że chociaż wielkie tematy w literaturze funkcjonują od wieków, wciąż da się o nich mówić w odświeżający sposób, bez tkliwości czy wielkich słów. David Nicholls prostą prawdę umie przedstawić w burzliwej i niestandardowej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz