WNK, Warszawa 2011.
Z dreszczykiem
Kanwa popularnych czytadeł w szczątkowej formie może zamigać w tle „Przebudzenia” Bo skoro Zuzanna, trzydziestoletnia dziennikarka plotkarskiego magazynu dostaje w spadku wartą krocie ziemię na Mazurach, a teren wprost zachęca do otworzenia na nim hotelu czy pensjonatu… Stop! Katarzyna Zyskowska-Ignaciak tą drogą nie pójdzie. W zamian stworzy opowieść wartką, lekko kryminalną, nieprzewidywalną i ciekawą zarazem. „Przebudzenie” nie da się łatwo zaszufladkować, bo czerpie ze zbyt wielu gatunków – za to przynosi sporo rozrywki i zapewni dreszczyk emocji.
Zuzanna czuje się samotna – nie żyją jej bliscy, w związku nie układa się za dobrze, praca nie należy do wymarzonych. I nagle kobieta dowiaduje się o spadku, który zostawił jej brat babci. Powoli zagłębia się w przeszłość, odkrywa nieznane dotąd losy części rodziny, może poczuć się częścią wspólnoty i… zaczyna się bać. Niebezpodstawnie: wokół niej bowiem dzieją się dziwne rzeczy. Najpierw bohaterce śni się wiele razy jeden koszmar, potem ktoś kręci się przy jej mieszkaniu i podrzuca pod drzwi tajemniczy rysunek. A potem uruchamia się cała lawina wydarzeń: bohaterka dowiaduje się o klątwie, jaka spadła na jej przodków, a w Dobie, wsi, w której znajduje się jej kawałek ziemi, spotyka się z niechęcią, a nawet wrogością miejscowych. Na horyzoncie pojawia się również pewien przystojny Anglik…
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak buduje fabułę według zaleceń dla powieści detektywistycznych. Tu porzucony rysunek, tam tajemniczy list, nieoczekiwana wiadomość zza grobu (przygotowana oczywiście jeszcze przed śmiercią przez zapobiegliwą babcię), uświadomiony kolega. Przed bohaterką i czytelnikami prawda odsłania się bardzo wolno, w dodatku ciągle coś uniemożliwia rozwiązanie zagadki: a to złodziej ukradnie ostatnią stronę listu, a to ktoś czegoś nie dopowie. Zuzanna musi naprawdę sporo się napracować, by tę potyczkę wygrać – a i tak nie wszystko będzie zależało od niej.
Autorka zdradza zamiłowanie do tajemniczej historii, ale nie stylizuje dawnych listów, co więcej: w ich tworzeniu stawia bardziej na poinformowanie współczesnych czytelników o akcji i na uzasadnienie fabuły niż na realność znalezionych przez Zuzannę dokumentów. To podejście do materii książki nie jest rzadkością w powieściach obyczajowych i nie przeszkadza w czytaniu, chociaż odejmuje jeden ze smaczków tomu. Przyczepić się można też do konstrukcji drugoplanowych postaci: pewne metamorfozy wypadają za mało wiarygodnie, owszem, zapewniają czytelnikom przypływ adrenaliny, ale rozpatrywane na chłodno już nie przekonują do końca. Trochę też zachwiana jest równowaga książki – z obszerną częścią detektywistyczną i krótką partią prawdziwej sensacyjnej akcji.
Nie zmienia to faktu, że „Przebudzenie” jest tomem pomysłowym i dobrą lekturą rozrywkową. To książka, która wyrosła z wizji treści – a nie chęci formalnych popisów – i może przypaść do gustu odbiorczyniom spragnionym czegoś więcej niż sentymentalne opowiadania o zwykłych romansach. Chociaż autorka jeszcze nie do końca panuje nad stylem (a w paru miejscach wymykają jej się spod kontroli zaimki), to jednak docenić trzeba plan akcji – bo to on przyciąga w tej powieści uwagę i nie pozwala książki odłożyć. Ładna, dynamiczna historia oddala się od schematów modnych ostatnio czytadeł - i dobrze na tym wychodzi.
Zostałam zanęcona. Bardzo mi się podoba styl p. Zyskowskiej-Ignaciak (przeczytałam "Niebieskie migdały"), który kojarzy mi się z piórem Joanny Chmielewskiej. A, że tu będzie też wątek kryminalny- nie mogę się doczekać lektury :D
OdpowiedzUsuń