wtorek, 21 czerwca 2011

Ulf Stark: Mały Asmodeusz

Media Rodzina, Poznań 2011.

Dobry diabeł

Dobro i zło w klasycznych bajkach dla najmłodszych jest bardzo wyraźnie rozgraniczane. Dzieci muszą poznać system wartości i uczyć się, jak postępować – najłatwiej pokazać im to na wzorcach – bohaterach, którzy za dobre zachowanie zostaną nagrodzeni. Zdarza się też, że autorzy mieszają konwencje i symbole, by przekonać maluchy, że dobrym można być bez względu na okoliczności. Tak zdarza się między innymi w przypadku obrazu dobrych diabłów, odmieńców, którzy nie są mile widziani w naturalnym środowisku. Opowieść opartą na tym motywie proponuje Ulf Stark w książce „Mały Asmodeusz”.

Polskim odbiorcom Ulf Stark dał się poznać przede wszystkim dzięki obrazkowym książeczkom, publikowanym przez Zakamarki: zwykle opowiada ten autor o trudnych sprawach lekko i z humorem, a przy tym oryginalnie: mikrofabułki Ulfa Starka spodobać się mogą także rodzicom – tyle w nich odkrywczości, towarzyszącej urokliwym postaciom. „Mały Asmodeusz” to jednak historia o nieco większym ciężarze gatunkowym. Lekkości nie dodają jej także przepiękne, ale mało „dziecinne” ilustracje Józefa Wilkonia, mroczne i nieco groźne.

Asmodeusz, mały diabełek, nie potrafi odnaleźć się wśród bliskich. Nie bawią go prymitywne zachowania kuzynów i rodzeństwa, ani rozrywki starszych, na przykład patrzenie na męki potępionych dusz. Wszyscy w piekle zachowują się okropnie: ciotki dłubią w nosach i puszczają bąki. Asmodeusz zupełnie tu nie pasuje, ale zyskuje od ojca szansę – musi iść na Ziemię i zdobyć dla niego duszę. Ziemia jawi się mieszkańcom piekła jako kraina, w której trudno byłoby żyć. Dla Asmodeusza to niemal raj. Tyle że małemu diabełkowi trudno przekonać kogokolwiek do takiego poświęcenia. W końcu spotyka smutną dziewczynkę, która dla chorego brata zrobi wszystko.

W książce musi wygrać dobro – ale rozpoznanie, co jest dobrem a co złem, może być dla dzieci nieco skomplikowane. Będą one bowiem musiały postawić się w sytuacji dla większości maluchów obcej – to jest w obliczu ciężkiej choroby rodzeństwa: uczucie między siostrą i bratem bywa mniej czytelne i mniej zrozumiałe dla współczesnego odbiorcy, postawa małej Krysi może zatem wydać się sztuczna. Mali czytelnicy nie wychwycą też symboliki tekstu, ale to w kontekście wyrazistej całości nie należy do mankamentów.

Józef Wilkoń postawił w ilustracjach na czerń i mrok. Postacie, jeśli się pojawiają, są mniej wyraźne, zdominowane przez ciemność, pozbawione wyraźnych rysów twarzy i często – po prostu szczegółów (w odróżnieniu od dopracowanych w detalach przedstawicieli piekła). Do czarnych sylwetek dochodzi szare lub bure, akwarelowe choć nasycone tło – z mrocznymi i ponurymi obrazami naprawdę ładnie kontrastują sceny z późniejszych przygód Asmodeusza. W ogromnej większości przypadków ilustracje wyglądają bardzo pesymistycznie, sprawiają wręcz pesymistyczne wrażenie – dobrze więc oddają nastrój całej książki – ale ze względu na to raczej nie przypadną do gustu dzieciom, mimo że na pewno zachwycą dorosłych. Doskonale pasują do samego tekstu, nie tłumaczą go i nie powielają, ale uzupełniają. Wpisują się znakomicie w lekko baśniową konwencję i zapadają w pamięć – tyle że sporo dzieci może się ich zwyczajnie bać.
Niezbyt skomplikowana fabularnie jest książka Ulfa Starka mocno pogmatwana pod względem uczuciowym i między innymi dlatego nie wolno jej przegapić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz