wtorek, 7 czerwca 2011

Szmoncesy albo ulubione dowcipy Olka Rozenfelda

Zysk i S-ka, Poznań 2011.

Żart z dawnych lat

Żydowski humor nie podlega modom i trendom w satyrze. Oparty jest na bardzo charakterystycznej filozofii, skierowany do wewnątrz wspólnoty, a jednocześnie przepełniony celnymi ocenami kondycji człowieka w ogóle. Nawet kiedy wydawnictwa i kabarety nie przypominają przez jakiś czas o szmoncesach, powrót do nich kończy się sukcesem. Humor żydowski jest uniwersalny i czerpie tematy ze sfery obyczajowej, posługuje się wyrazistą i specyficzną logiką, zgodnie z którą bohater żartu porządkuje świat według własnych reguł bądź własnych interpretacji ogólnie przyjętych zasad. W szmoncesach powracają określone schematy, typowe scenki, za każdym razem na nowo rozwijane i za każdym razem zaskakujące, chociaż przecież możliwe do przewidzenia.

Mimo że szmoncesy cieszą się niesłabnącą popularnością, rzadko publikowane są antologie dowcipów żydowskich. Te najbardziej znane – z „Przy szabasowych świecach” Safrina prezentują świat nieco już archaiczny, a i zawartość komizmu, mimo mniejszej efemeryczności humoru obyczajowego, nieco blednie. Czasem jednak na rynek wydawniczy powracają zbiorki szmoncesów podobne książce „Szmoncesy albo ulubione dowcipy Olka Rozenfelda” – i wtedy można na nowo cieszyć się dobrymi kawałami, przefiltrowanymi przez żydowskie spojrzenie na rzeczywistość – ironiczne, kpiące i pełne paradoksów. W zasadzie postać Olka Rozenfelda, służąca do uzasadnienia publikacji, pojawia się tylko w tytule i na czwartej stronie okładki: „Olek jest poetą, filozofem, mistyfikatorem. Gdziekolwiek się pojawi, ludzie i tak w końcu chcą od niego jednej rzeczy: żeby opowiadał dowcipy”. I takie uzasadnienie wystarczy, przecież liczy się możliwość zabawnej lektury – i dobrej rozrywki, a tych dzięki „Szmoncesom” nie zabraknie.

W „Ulubionych dowcipach Olka Rozenfelda”, choć takie kryterium doboru żartów usprawiedliwiałoby nawet największy chaos, daje się wyznaczyć kilka grup tematów dominujących. Głównym motywem będzie zagadnienie zdrady i problemów małżeńskich, przede wszystkim obracających się wokół seksu. Drugą kwestię stanowią pieniądze. Na trzecim miejscu wymienić można tematy wiążące się z religią i sposobami świętowania, a także z modlitwami i rabinami. Pojawi się kilka żartów o kształcie aforystycznym, ale znacznie więcej będzie mocno rozbudowanych historii z dobrymi puentami. Nikt nie zadbał o to, by wystylizować te dowcipy i dodać im żydowskiego charakteru w formie – z jednej strony trochę szkoda, bo atmosfera mikroopowiastek w wielu wypadkach mogła być jeszcze lepsza, a same żarty – bardziej dla współczesnych czytelników egzotyczne. Z drugiej strony to mogłoby część odbiorców zniechęcić do lektury, wymagałoby bowiem zwiększonego wysiłku.

O pochodzeniu szmoncesów (mimo że da się wśród nich znaleźć przeszczepione z obiegowych dowcipów kawały oraz żarty uwspółcześnione) przypominają za to mocno rewelacyjne ilustracje Franciszka Maśluszczaka. Sylwetki starych Żydów o karykaturalnych proporcjach ciał przykuwają uwagę i przyprawiają całość. Uzupełniają książkę o to, czego czasem trochę może brakować w samych tekstach.

Szmoncesy zebrane w książce są kierowane do szerokiego grona odbiorców. Bez wielkiego trudu można je przenieść na „zwyczajny” grunt – staną się wtedy dowcipami o wadach normalnych ludzi. Wyśmiewane w tym tomie cechy nie są przecież przypisane wyłącznie do narodu żydowskiego. Śmiech z odrobiną refleksji – oto, co przynoszą „Szmoncesy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz