poniedziałek, 6 czerwca 2011

Dorota Gellner: Czekoladki dla sąsiadki

Wilga, Warszawa 2011.

Przypadki sąsiadki

Wyczulonym na brzmienia maluchom przeważnie podoba się proza rymowana (wystarczy wspomnieć sukces opowiastek o wróbelku Elemelku). Z pomysłu na połączenie dynamicznego rytmu wierszyka, echowości wywoływanej przez rymy i formy krótkiego opowiadania-anegdotki korzysta Dorota Gellner, która w tomie „Czekoladki dla sąsiadki” roztacza przed odbiorcami barwny i uporządkowany świat. W świecie tym pierwsze skrzypce grają kot i pies, a także bezimienna choć wszechobecna sąsiadka – i kilka dalszoplanowych postaci, które wpadają w odwiedziny bez uprzedzenia.

Fabułę tworzy Dorota Gellner przez skojarzenia brzmieniowe: to, co zdarzy się w ultrakrótkich historyjkach, zależy przede wszystkim od tego, jakie rymy uda się autorce znaleźć. Wiele współbrzmień będzie się tu powtarzać: trudno tego uniknąć, nawet gdy korzysta się z rozszerzonego przez ubezdźwięcznienia repertuaru podobieństw. W siedemnastu utworach, pomieszczonych w tomie „Czekoladki dla sąsiadki” fabularnym punktem wyjścia zawsze będzie rym do „sąsiadki” (chociaż autorka wszystkich możliwości rymowych i tak nie wyczerpała). Dalej historyjki rozwijają się różnie, nie zawsze zgodnie z przypuszczeniami małych odbiorców. Co ważne, Dorota Gellner dba o zaskakujące puenty dla swoich tekstów, sprawia, że bohaterowie często sami nie przypuszczają, jaki będzie rozwój wypadków. To przyniesie sporo radości małym odbiorcom.

Sama sąsiadka prowadzi zupełnie zwyczajne życie – to ugotuje obiadek, to zrobi sałatkę, to przyszyje łatkę do swetra sąsiada, albo wyszyje makatkę. Czasem odwiedzi dziadka lub dostanie papugi w klatce. Zdarza się też, że jej egzystencją kierować zaczyna absurd – na przykład gdy załamie się pod nią kładka. To dzięki pudlowi i kotu życie sąsiadki nabiera barw. Zwierzęta bowiem nie mają zamiaru podporządkowywać się ludzkim zwyczajom. Irytuje je, że na obiadek dla sąsiadek gotuje się kość (która przecież bardziej przyda się czworonogom) – czy że sąsiadka ma bałagan w szufladkach, a nie trzyma w nich naprawdę pożytecznych rzeczy (typu: pluszowa mysz). Konflikt interesów staje się przeważnie źródłem humorystycznych nieporozumień i dobrej zabawy dzieci, które przy rymowanych opowiastkach Gellner nudzić się nie będą mogły.

Autorka stawia na krótkie i szybkie historyjki, utrzymując w nich rytm ośmiozgłoskowca (najbardziej chyba charakterystycznego dla bajek), ma dobry słuch rymowy, więc jej teksty stają się naprawdę płynne i błyskawicznie przykują uwagę dzieci, działając na ich wyobraźnię. Gellner pisze z lekkością i swobodą, nie ma tu nienaturalnych zmian szyku wyrazów czy podporządkowywania formy rymom – owszem, akcja rozwija się według następujących po sobie współbrzmień, ale Gellner panuje nad całością, wydaje mi się, że bez wysiłku.

Natomiast zupełnie nie przekonują mnie – charakterystyczne dla Złotej Serii – ilustracje Macieja Szymanowicza: nastawienie na pozorną trójwymiarowość postaci jest zabójcze dla tła, w efekcie ten ilustrator proponuje rysunki, na których dzieje się zbyt mało. Mistrzowskie wierszyki i opowiadania zasługują na mistrzowską oprawę graficzną – a do tej Szymanowiczowi daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz