WNK, Warszawa 2011.
Żyć szczęśliwie
Istnieje mnóstwo cytatów i aforyzmów poświęconych tematowi szczęścia. W lapidarnych sformułowaniach i rozbudowanych powieściach autorzy poszukują jednej niezawodnej recepty, która pozwoli na zwiększenie poziomu szczęśliwości i zapewni radość każdemu człowiekowi. Ale stosunkowo rzadko zdarzają się twórcy pokroju Gretchen Rubin, którzy próbują istnienie szczęścia zamknąć w ściśle określonych systemach zachowań – i którzy decydują się poświęcić rok własnego życia na studiowanie istoty bycia szczęśliwym. Co więcej: niewielu ludzi wierzy, że tego typu doświadczenia da się uogólnić i polecać innym. Gretchen Rubin nie dopuszcza do siebie myśli, że szczęście jest sprawą indywidualną każdego człowieka i dzieli się z odbiorcami całą serią pomysłów na poprawienie samopoczucia. Tym właśnie jest „Projekt szczęście”: rozpisanym na miesiące zestawem zadań i refleksji na najważniejsze dla autorki tematy.
Gretchen Rubin łączy w swojej książce wnioski wyciągane z lektur o szczęściu i samodzielnie prowadzonych obserwacji z próbą metodycznego ujęcia porad – i zwierzeniami, dotyczącymi wcielania owych porad w codzienne życie. Na początku roku planuje, czym będzie się zajmować w ciągu kolejnych 365 dni, wyznacza sobie cele i zadania – czasem poważne i brzmiące niezwykle w kontekście mówienia o szczęściu (rozmyślania o przemijaniu i śmierci), czasem przyziemne i rażące swoją trywialnością (by zawsze mieć w zapasie rolkę papieru toaletowego). Przywołuje spostrzeżenia psychologów i bez przerwy analizuje swoje życie, nie szczędząc osobistych przykładów – i komentarzy związanych z zachowaniami czy reakcjami męża. Niekiedy ma się wrażenie, że książka jest studium wywoływania i łagodzenia małżeńskich konfliktów, tak uparcie Rubin powraca do sfery drobnych nieporozumień z mężem.
Trafi się w tym obszernym tomie wiele wskazówek, które warto wykorzystać, ale i cały szereg naiwnych uwag, tak typowych dla amerykańskich poradników spod znaku retoryki sukcesu (przytulanie, które musi trwać co najmniej sześć sekund, żeby było skuteczne). Gretchen Rubin jest entuzjastycznie nastawiona do swojego projektu i nie dostrzega jego słabych stron (metodą pisania przeszło półtora tysiąca słów dziennie tworzy w miesiąc „powieść”: czerpie satysfakcję z tego, że jej się udało, ale nie zastanawia się nad tym, czy powstałe w ten sposób dzieło jest cokolwiek warte pod względem literackim). Zdarza się, że autorka irytuje ciągłym podekscytowaniem bądź optymizmem, zbyt tanim, by mógł pełnić rolę perswazyjną, śmieszy infantylizmem – ale też niejeden raz podrzuci rady naprawdę cenne.
„Projekt szczęście” różni się od typowych publikacji, mówiących, jak zmienić swoje życie. Obok zestawu ćwiczeń i wskazówek zawiera bowiem całe mnóstwo anegdot z przebiegu eksperymentu – oraz opinii innych, czytelników bloga autorki. To już nie suchy podręcznik, a pamiętnikopodobna, skrząca się emocjami, barwna pozycja dla tych, którzy są gotowi podjąć wyzwanie, by stać się bardziej szczęśliwymi ludźmi. Gretchen Rubin zauważyła podczas szukania własnej recepty na szczęście, że zapis indywidualnych doświadczeń był dla niej za każdym razem ważniejszy niż ogólnikowe porady – z tego też względu zdecydowała się na ubarwianie relacji z projektu notatkami z codzienności.
„Jestem szczęśliwa, ale mogę być szczęśliwsza” stwierdziła autorka pewnego dnia. I jeśli tylko czytelników nie będzie irytować szczęście odmieniane przez przypadki i perswazje, by polepszyć swoje samopoczucie – mogą z „Projektu szczęście” zaczerpnąć parę sensownych porad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz