Nasza Księgarnia, Warszawa 2011.
Mądrość życiowa
Agnieszka Tyszka bardzo lubi powieści obyczajowe dla nastolatek osnuwać wokół silnych emocji, na dalszy plan spychając fabułę. Ważniejsza jest dla niej gra uczuć i próba narracyjnego zrozumienia nieszczęśliwej bohaterki, zestawianie lekko onirycznych obrazów z trudnymi do uchwycenia relacjami międzyludzkimi. I pod tym względem jej najnowsza książka „Miłość niejedną ma minę” nie zaskakuje.
A rozpoczyna się historia w momencie dla głównej bohaterki, Julianny, przełomowym: właśnie sfinalizował się rozwód jej rodziców. I mama, i tata mają już nowych partnerów, co kompletnie zaskakuje nastolatkę, podobnie zresztą, jak wiadomość, że wybranka ojca spodziewa się dziecka. Julianna nie umie poradzić sobie z nową sytuacją i wybiera ucieczkę do siostry babci, Marietty, czterdzieści minut kolejką od Warszawy. Tu wreszcie ma szansę znaleźć namiastkę ciepłego rodzinnego domu, tu też może zrealizować dawne marzenie o posiadaniu psa – i z dystansu spojrzeć na ostatnie wydarzenia.
W zasadzie codzienność bohaterki Agnieszka Tyszka przedstawia raczej skąpo: klasa dziewczyny ograniczona jest do jej najbliższej przyjaciółki, Balbiny (Balbina ma skłóconych rodziców i ekscentryczną babcię, która w wieku osiemdziesięciu lat wychodzi za mąż) oraz do zlanego w bezkształtną masę Klubu Księżniczek. Życie Julianny koncentruje się wokół zachwytów nad atmosferą w domu Marietty i – wokół stresu związanego z decyzjami rodziców. Autorka zamyka bohaterkę w kręgu niełatwych myśli i rozważań nieobcych wielu nastolatkom – a kolejne wydarzenia przedziela fragmentami zadania domowego, które wymyśliła polonistka: wykorzystując różne formy stylistyczne uczniowie mają opisać siebie i świat. W wykonaniu Julianny to luźne refleksje, czasem wzbogacone ciekawostkami z życia zwierząt – te zapiski powinny spodobać się co wrażliwszym odbiorczyniom, mają bowiem aforystyczny kształt i ten stopień uogólnienia, który umożliwia identyfikowanie się z autorką przemyśleń. Agnieszka Tyszka lubi tego typu przerywniki i często z nich korzysta, by nie przeładowywać powieści akcją, a lepiej skupić się na wrażeniach młodych bohaterek.
Dzięki pobytowi u Marietty Julianna przyjrzy się doświadczeniom rodziców z innej perspektywy. Zobaczy ludzi bezradnych, którzy mimo odtrącenia szukają do niej klucza i próbują wyciągnąć rękę na zgodę. Surowe oceny bezlitosnej nastolatki łagodzić będzie przepełniona dobrocią Marietta, bezstronna obserwatorka bogatsza o mądrość życiową. Ale Agnieszka Tyszka wplata do powieści także motyw powtarzającego się snu, istotnego dla młodej dziewczyny i niepozbawionego pierwiastka nadprzyrodzonego: we śnie tym przeszłość i tajemnica, o której Julianna i jej matka nie miały pojęcia, ma się połączyć z przyszłością i doprowadzić do zgody. Tyszka wykorzystała tu chwyt być może zbyt oczywisty (chociaż dla większości nastoletnich odbiorczyń zapewne po prostu wzruszający) i wprowadziła do książki nieco ingerencji Sił Wyższych – ale bez trudu można jej to wybaczyć, w krótkiej opowiastce nie było miejsca na głębokie psychologiczne analizy.
Tytuł powieści niejedną czytelniczkę zmyli: tym razem nie będzie tu prostego zakochania, a miłość odniesie się do relacji rodzinnych oraz do szczęścia starszych pokoleń. Tyszka nie wyeksploatowała oczywistego motywu, nie rzuciła swojej bohaterki – chociaż parę razy miała ochotę – w ramiona przystojnego kolegi z kolejki. Ale mówi w tej publikacji parę ważnych rzeczy o istocie międzyludzkich kontaktów, więc warto poczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz