Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.
Włoskie perypetie
W śródziemnomorskiej trylogii autorstwa Penelope Green ostatni tom, „Na północ od Capri”, przynosi wreszcie bohaterce upragniony spokój. Młoda Australijka nie musi już harować od rana do wieczora, ma satysfakcjonującą pracę (a kiedy umowa się kończy – bez trudu może znaleźć sobie kolejne zajęcie). Także o związek może być spokojna: Alfonso kocha ją, cudownie gotuje i nie zamierza wywoływać żadnych konfliktów. Życie powoli stabilizuje się i zamienia w sielankę, znaną dotąd z relacji anglojęzycznych autorów, wyjeżdżających do Italii.
Ale Penny po raz kolejny się przeprowadza: tym razem trafia na Procidę, małą wyspę, która – jak twierdzą mieszkańcy – osiemdziesiąt procent przybyszy odrzuca. Penny i Alfonso podejmują wyzwanie, zwłaszcza że tu właśnie znaleźli mieszkanie, które najbardziej im odpowiada. Kobieta w dalszym ciągu spragniona kulturowych odkryć stara się jak najpełniej przedstawić swoje otoczenie i nowych włoskich przyjaciół – bo, jak zwykle, spotyka na swej drodze życzliwych i zawsze pomocnych ludzi. Penelope Green opisuje zatem lokalne zwyczaje, sięga po książki mieszkańców i wciąż pyta, by uzupełnić wiedzę. Nie obyło się oczywiście bez kulinariów: Penny wiecznie jest głodna i ciągle ma ochotę na lokalne specjały. Przepisy na oryginalne potrawy są tu często wplatane bezpośrednio w rozmowy bohaterów, część z nich pojawia się także na zamknięcie każdego rozdziału – tam trafiają bardziej skomplikowane, wyrafinowane dania, przy których potrzebna jest precyzja opisu.
„Na północ od Capri” to tom utrzymany w formie pamiętnika podzielonego na miesiące – i obejmuje cały rok. W tym czasie Penny nie tylko wrasta w życie wyspy do tego stopnia, że zaczyna się interesować polityką jej mieszkańców (ci natomiast w dziedzinie turystów i śmieci przejawiają dość oryginalne poglądy), ale też zastanawia się nad tym, jak pokierować własnym życiem. Chociaż Alfonso nie jest tu prezentowany jako książę z bajki, zapewnia stabilizację – Penny musi brać pod uwagę i jego poglądy. A to w końcu jedynak, w dodatku – zgodnie z włoskimi tradycjami – mocno związany z rodziną. Penny uważa, że powinna myśleć o przyszłości i macierzyństwie (choć to ostatnie nie jest zbyt przekonujące, jakby bohaterką kierowała nie rzeczywista ochota na urodzenie dziecka, a wyłącznie świadomość upływającego czasu) – a także o tym, w jakim kraju osiąść ma na stałe. Ta decyzja wyznaczy kierunek finału.
Sporo w „Na północ od Capri” opowiastek o miejscowych zwyczajach, atrakcjach i zaskakujących odkryciach, sporo międzykulturowych komentarzy, ale też charakterystyk spotykanych ludzi. Dla Penny to oni są najważniejsi, zresztą na maleńkiej wysepce nie da się skupiać wyłącznie na miejscach. Całą trylogię Green cechuje odejście od stylu znanego z toskanianów, autorka nie wybiera nieustannych zachwytów nad włoskim sposobem życia, wręcz przeciwnie: wciąż dostrzega elementy mniej popularne, czasem utrudniające egzystencję obcokrajowcowi. Bezustannie poszukuje, testuje i sprawdza, nie stwierdza, że znalazła swoje miejsce na ziemi, azyl i szczęście – stale jest w ruchu. Tym przekona do siebie czytelników, dla których idylliczne wizje w stylu standardowych toskanianów są przesłodzone.
„Na północ od Capri”, jak poprzednie książki, stanowią pospieszne zapiski z codziennego życia – bez upiększeń, ale i bez niepotrzebnego pesymizmu. Penelope Green pozwala przez pewien czas uczestniczyć w życiu młodej bohaterki, która nie boi się wyruszyć w samotną podróż do obcego kraju, by sprawdzić, jak sobie tam poradzi. Sympatyczna lektura, oddalająca się – poza kulinarnymi przepisami – od schematów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz