Galaktyka, Łódź 2010.
Malowanie błyskiem
Wśród wielu wydawanych przez Galaktykę podręczników dotyczących oświetlenia w fotografii tom „Lampy błyskowe w praktyce” wyróżnia się redukowaniem motywu kreatywnych zdjęć i rozbudowaną częścią poświęconą sprzętowi. Kirk Tuck od samego początku próbuje nakłonić odbiorców do porzucenia skomplikowanych systemów reflektorów na rzecz lekkich lamp błyskowych. Jako zwolennik oświetlenia minimalistycznego z całą mocą przekonuje, że proponowany przez niego sposób oświetlania planów zdjęciowych ma sens, pozwoli oszczędzić czas, siły i pieniądze. Po tych retorycznych popisach przychodzi czas na przejście do sedna – czyli spokojnego rozpatrywania wad i zalet wybranych lamp. Kirk Tuck recenzuje lampy, których sam używa, nie bacząc na to, że temat w końcu się zdezaktualizuje. Mało tego, autor nawet przytacza krótką historię ewolucji oświetlenia fotograficznego (oczywiście po to, by wykazać, że lampy błyskowe są najbardziej sensownym rozwiązaniem); najwięcej uwagi poświęca jednak wyposażeniu. Długo opowiada o rozmaitych ulepszaczach i ułatwiaczach pracy – o statywach i podstawkach, źródłach zasilania lamp, wyzwalaczach i modyfikatorach światła (ograniczonych głównie do parasolek i blend). Interesują go też filtry i podpowiada, które będą szczególnie przydatne i dlaczego. Zwraca uwagę nawet na ciężarki, które pozwolą ustabilizować sprzęt. Ale skupia się także na elementach, jakich próżno by szukać w pozostałych tomach cyklu: między innymi na zagadnieniu oświetlania ludzi w sali konferencyjnej (gdy do dyspozycji fotografa są tylko niewielkie lampy) czy na zabezpieczaniu sprzętu przed deszczem.
Kirk Tuck podchodzi do tematu fotografowania z chłodnym profesjonalizmem i nie błaznuje (choć jego styl nie jest śmiertelnie poważny czy nudny) – stara się pisać dla określonego grona czytelników: dla tych, którzy fotografię traktują jako sposób zarabiania na życie. Autor zdaje sobie sprawę z tego, że ogromna większość jego odbiorców będzie potrzebowała wskazówek, dalekich od porad fotografów kreatywnych. Od szukania inspiracji ważniejsze będzie, jak korzystnie zaprezentować prezesa firmy – by ten, zadowolony z efektów, kiedyś zgłosił się z kolejnym zleceniem.
I jedna trzecia książki, przeznaczona na przykłady i korygowanie błędów zauważonych w praktyce, składa się głównie z takich zdjęć. Mnóstwo tu fotografii dyrektorów i pracowników biurowych (do miłych dla oka i wyobraźni wyjątków należy seria przedstawiająca firmowych superbohaterów), a problemami, które należy rozwiązać, są kwestie zestrojenia lamp i oświetlenia zastanego w pomieszczeniach. Niby zwyczajne – a konieczne dla fotografów zawodowych, którzy nie chcą przegrać w walce ze światłem.
Kirk Tuck pokazuje też coś, od czego większość fotografów stroni: odcina światło zastane i doświetla obecne na zdjęciu postacie lampami błyskowymi, zaburzając wrażenie naturalności. Może w ten sposób zdobyć sobie zwolenników lub zdeklarowanych przeciwników – w fotografii nie ma łatwych rozwiązań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz