Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.
Życie pod psem
Cathleen Schine przepisu na sukces w dziedzinie czytadeł upatruje w odwołaniach – czasem subtelnych, a czasem bardzo wyraźnych – do dziewiętnastowiecznych powieści romansowych. Ślady takich lekturowych fascynacji przenikają u tej autorki zarówno do języka narratora (i do sposobu prezentowania historii), jak i do samej fabuły – także tom „Między nami, nowojorczykami” jest mocno osadzony w tradycji literackiej, momentami aż trudno uwierzyć w aktualność czasu powieściowego.
Przy jednej z zapomnianych uliczek Nowego Jorku mieszkają różni ludzie. Przypuszczalnie nie wikłaliby się w relacje ze sobą, gdyby nie fakt, że połączyło ich i skazało na siebie wspólne miejsce zamieszkania: bycie sąsiadami obliguje do zwracania na siebie uwagi. Jest też druga cecha spajająca życiorysy bohaterów: większość z nich kocha psy. I to właśnie psy będą podstawowym katalizatorem fabuły. Jednym ludziom zapewniają one towarzystwo, innych związują ze sobą. Jeszcze innym pozwalają odkryć nieznane dotąd talenty, a poza tym – dostarczają rozrywki, umożliwiają wdzięczną lokatę uczuć, są tematem rozmów, źródłem radości i zmartwień, pomagają oceniać charakter właścicieli… zajęć i ról dla psich bohaterów w „Między nami, nowojorczykami” na pewno nie zabraknie. Oczywiście w centrum zainteresowania Cathleen Schine pojawią się jednak ludzie – ci zaangażują się w znacznie bardziej przewidywalne sytuacje: ktoś na kogoś zwróci uwagę, ktoś będzie się w kimś nieszczęśliwie podkochiwał, nie wiedząc, że jest obiektem westchnień kogoś innego. Ktoś kogoś znienawidzi, kiedy ktoś komuś podbierze ukochanego… w warstwie międzyludzkich emocji Schine operuje banałami. Wybiera na bohaterów osoby samotne lub związujące się ze sobą mimo pewności, że związek nie przetrwa. Pokazuje wiecznych kawalerów i jeszcze nie zgorzkniałe stare panny – i wkracza w świat ich doznań bezkompromisowo.
Czasem w tej powolnej i statycznej opowieści narrator pozwala sobie na zamanifestowanie swojej obecności, zaznaczenie, że to tylko literatura. To ukłon w stronę lubianej przez autorkę epoki wielkich narracji i sposób na nadanie historii pewnej urokliwej staroświeckości. W tej książce liczą się przede wszystkim uczucia, które rozkwitają (bądź zanikają) w relacjach z innymi. Fabuła nie jest specjalnie rozbudowana, kilka niezależnych od siebie wątków Schine przedstawia równolegle – ale też nie troszczy się zbytnio autorka o odejście od przewidywalnych rozwiązań. Zakończenia wpisane są w opowieści za sprawą uruchamianych stereotypów – jest zatem ta publikacja przeznaczona zwłaszcza dla odbiorczyń, które lubią niespieszne zagłębianie się w cudze sekrety.
Oczywiście dochodzi do tego rozbudowany świat psów, które Schine pokazuje bez zbędnego roztkliwiania się i sentymentu. Psich charakterów będzie tu całkiem sporo – w końcu czworonożne indywidualności mają nadawać ton całej książce. „Między nami, nowojorczykami” to opowieść czerpiąca z literackiej przeszłości, a uwiarygodniana, czy może uwspółcześniana przez naturalny dla psiarzy temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz