Świat Książki, Warszawa 2010.
Zagubieni w czasie
Tomasz Jachimek na swoją pierwszą powieść znalazł pomysł tak prosty, że aż dziwne, że oryginalny – a wszystkie wydarzenia zaprezentowane w „Handlarzach czasem” są naturalną konsekwencją wyjściowego założenia. Zastanowił się mianowicie autor nad tym, co by było, gdyby ktoś wynalazł maszynę do handlowania czasem – i sprawdził to, budując absurdalną, a mimo to mocno zakorzenioną w codziennym i zwykłym życiu fabułkę. W literackim tu i teraz przenika się satyra na teraźniejszość, trafne obserwacje polskiej rzeczywistości i… wyobraźnia rodem z Kastnera. A wszystko to przedstawione zostaje w prosty sposób – tak, że czytelnicy będą się wciąż zastanawiać, dlaczego nikt na to jeszcze nie wpadł.
Jest sobie zwyczajna rodzina. Jak w każdej rodzinie – i tu pojawiają się drobne dziwactwa i przyzwyczajenia, składające się na małą wspólnotę. Prym w galerii oryginałów wiedzie wuj Franciszek, nieszkodliwy maniak i wynalazca. To on pewnego dnia tworzy coś, co zrewolucjonizuje cały świat: w garażu konstruuje maszynę do handlowania czasem. Jachimek nie wnika w szczegóły techniczne – proponuje prostą drewnianą skrzynkę, do której wchodzą dwie zainteresowane osoby – i już po chwili doba jednej trwa 25 godzin, a doba drugiej – 23. Co stanie się ze światem, w którym poza możliwością handlowania czasem nie zmieniło się nic – trudno sobie wyobrazić. Więc Jachimek sugeruje możliwe scenariusze, prezentując konsekwencje wynalazku z punktu widzenia rodziny wuja Franciszka, ale też całego zestawu typowych dla współczesności (popwspółczesności?) postaci – pracoholika, plastikowej panienki, obiboka czy seniorów nauczonych kombinowania. Maszyna do handlowania czasem zmienia życie ich wszystkich, a udoskonalanie prototypu prowadzi do bezpowrotnego zniszczenia dotychczasowego porządku.
Jachimek okazał się w tej książce absolutnym mistrzem tworzenia i opanowywania chaosu. Bez większego wysiłku szkicuje dantejskie sceny sprzed garażu wuja – i z lekkością proponuje nieprzewidywalne rozwiązania. Panuje nad wykreowanym przez siebie światem bez trudu – a to ważne, bo musi być przewodnikiem dla pozbawionych punktu odniesienia odbiorców. Ani na chwilę nie gubi się w żywiołowej akcji – dzięki czemu nie zgubią się w niej także czytelnicy, zadziwia za to prawdopodobieństwem wyrosłych na absurdzie scenariuszy. Ze zwyczajnych obserwacji obyczajowych i znajomości ludzkich charakterów czyni Jachimek swoją broń – i ogromny atut tej książki. Jego bohaterowie zachowują się dokładnie tak, jak – najprawdopodobniej – zachowaliby się ludzie, gdyby otrzymali dzisiaj możliwość panowania nad czasem. Nieubłagalna logika trzyma w ryzach całą opowieść, czerpiącą przecież także z nonsensu.
Wydaje się, że przy odkrywczym pomyśle, katalizującym akcję, a wywodzącym się z wyobraźni, Tomasz Jachimek stara się pozostałe elementy książki mocno uprzyziemnić. Nie dba o upiększanie opowieści, wybiera za to jej realizm. Zabrzmi tu satyryczna nuta znana przecież z monologów Jachim Presents, tym razem jednak nie tylko służąca rozbawianiu odbiorców, ale i konstruowaniu oparcia dla historii. Imponuje mi Jachimek swobodą w kreowaniu alternatywnej rzeczywistości przy połączeniu z wyraźnymi odwołaniami do postaw społeczeństwa. Podoba mi się połączenie dowcipu z przebijającą spod niego refleksją. Do tego dochodzi jeszcze zabawa formą (zmiany bohaterów i gatunków) – kolejny dowód na swobodę pisarską.
Język – potoczny. Charakterystyczny dla krótszych form Jachimka. Zachowujący typowy dla tego autora rytm i sposób akcentowania puent. „Handlarze czasem” przypominają stylem i konstrukcją bardziej rozbudowane monologi, pełne zaskakujących zwrotów akcji i odważnych rozwiązań. Całość świetnie uzupełniają satyryczne rysunki Henryka Sawki. To publikacja dla czytelników, którzy chcą się pośmiać i odprężyć, ale też zastanowić nad kondycją współczesnego człowieka, dowód na siłę wyobraźni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz