Czytelnik, Warszawa 2011.
Sensacja z poezją w tle
Powieść, która opublikowana została w 1975 roku (i zdobyła nagrodę Pulitzera) szybko się nie zestarzeje. „Dar Humboldta” to książka, która łączy w sobie zalety literatury pięknej, dobrej powieści obyczajowej, kryminału i powieści psychologicznej – zapewne dałoby się znaleźć jeszcze więcej gatunków, które stopiły się, dając w efekcie tę monumentalną objętościowo historię – Saul Bellow z wirtuozerią porusza się w tematach filozoficznych i… sensacyjnych, sprawiając, że „Dar Humboldta” jednocześnie wciąga i daje sporo do myślenia, cieszy i przekazuje istotne prawdy o człowieku. Stylem miejscami nawiązuje do dawnych wielkich narracji, fragmenty natomiast obudowane są na aforystycznych konstrukcjach. To tom pełen sprzeczności – w budowie, treści i charakterystykach głównych oraz dalszoplanowych postaci. To wreszcie opowieść o potędze literatury.
Von Humboldt Fleisher, tytułowy bohater, nie żyje w chwili rozpoczęcia książki. Główną postacią napędzającą fabułę jest jego oddany przyjaciel, Charlie Citrine. Humboldt to poeta, cyklofrenik, z racji swojej choroby i ekscentrycznych zachowań uznawany za szaleńca, dziwaka, a czasem i geniusza. Charlie – pisarz, któremu także brakuje życiowego sprytu. Humboldt za nic miał elementarną przyzwoitość, postępował nielojalnie, nawet w stosunku do wiernego mu Citrine’a – choć według własnego kodu wartości – nie miał sobie nic do zarzucenia. Charlie z kolei nie potrafi walczyć o swoje. Wciąż wpada w finansowe tarapaty – niegdyś jego naiwność wykorzystał Humboldt, teraz była żona walczy o kolejne wysokie kwoty. Na Citrine’u bogacą się adwokaci i… mafiozi. Obecna partnerka Charliego, Renate, przez jednych oceniana jako demon seksu i bogini zmysłowości, przez innych – nimfomanka czy dziwka, nalega na zalegalizowanie nieformalnego związku (a i dla niej nie bez znaczenia pozostają sprawy materialne). Charlie definiuje swoje istnienie przez znajomość z Humboldtem – i chociaż poety nie ma już wśród żyjących, wciąż wpływa na postępowanie Citrine’a. Nagrodą za wyrządzane mu krzywdy może być nieoczekiwany spadek, jaki Charlie otrzymuje od Humboldta – spadek, który oprócz wielkich pieniędzy przysporzyć może wielu problemów.
Charlie Citrine, wplątywany w coraz to nowe, czasem absurdalne, sytuacje, próbuje jednocześnie pogodzić się z przeszłością i uporządkować teraźniejszość. W opowieść o swoich perypetiach włącza Citrine refleksje na temat kondycji współczesnego człowieka. Zastanawia się nad kruchością życia i znaczeniem sztuki, przemyca te komentarze na marginesie głównego toru historii, lecz czyni to w taki sposób, że szybko wychodzą one na pierwszy plan i urzekają czytelników – ze względu na charakterystyczny sposób ich puentowania. Bellow nie prowadzi niekończących się filozoficznych traktatów, wprowadza raczej te przemyślenia na zasadzie drobnych przebłysków, małych olśnień bohatera. Citrine oddala opowieść o własnych dokonaniach na rzecz relacjonowania osiągnięć i odkryć Humboldta. Uzależniony od przyjaciela za jego życia, stał się jedynym depozytariuszem jego sztuki. W podskórnej warstwie „Dar Humboldta” to również książka o sile przyjaźni i oddania.
„Co nowojorska policja wiedziała o poetach! Znali pijaków i chuliganów, znali gwałcicieli, znali rodzące kobiety i narkomanów, ale nie mieli pojęcia o poetach” – twierdzi bohater powieści. Obraz natchnionego twórcy umiejscowiony w pejzażu dwudziestowiecznej Ameryki to pomysł, któremu w wykonaniu Bellowa nie można się oprzeć. Lektura „Daru Humboldta” będzie zatem przebiegała dwutorowo: z jednej strony czytelnicy zajmą się śledzeniem akcji i dziwnych doświadczeń Charliego Citrine’a, z drugiej – nie będą mogli doczekać się kolejnych olśnień i refleksji. Saul Bellow znalazł sposób na zaskarbienie sobie sympatii i uznania szerokiego grona odbiorców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz