ZmySłowa
[płyta CD]
Napisali o nim, że „braki wokalne nadrabia charyzmą”. Mirosław Neinert w zapowiedzi recitalu „Słowa” 6 lutego 2011 roku w Teatrze Korez dodał z pełnym przekonaniem – „ale jak pięknie nadrabia!”. „Słowa” stały się ciałem, a dokładniej – płytą i teraz już każdy może wyrobić sobie własne zdanie na temat umiejętności wokalnych Roberta Talarczyka – aktora, reżysera teatralnego i dyrektora Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Bo charyzmy nikt nie odważy się zakwestionować. Dwanaście piosenek zarejestrowanych podczas koncertu w Teatrze Rozrywki w Chorzowie (październik 2009) to propozycja nie tylko dla tych, którzy słyszeli już Talarczyka w którymś z muzycznych spektakli – artysta bowiem daje się poznać także jako twórca tekstów (jedynie „Sarajewo” wyłamuje się częściowo z zestawu Talarczykowych utworów – częściowo, bo Robert Talarczyk proponuje tu przecież własne tłumaczenie).
Kilka piosenek teatralni bywalcy poznają bez trudu – poza wspomnianym już „Sarajewem” pojawiającym się w Korezowej „Komecie” (na płycie duet z Ewą Zug) znajdzie się tu „Twoje okno” z „Pomalu, a jeszcze raz!” czy „Pieśń odchodzących bohaterów” ze „Szwejka”. Ale Talarczyk zestawia w „Słowach” utwory różnorodne: melancholijne i nastrojowe liryczne piosenki, kawałki przesycone nutą autobiograficzną i liryką konfesyjną, dowcipne pomysły i literackie spostrzeżenia. Naprawdę trudno powiedzieć, w którym wcieleniu jest najbardziej przekonujący – za to z pewnością dostarczy, obok rozrywki, materiału do przemyśleń – i zadziwi paroma konceptami. Łatwo mu uwierzyć w muzyczne opowieści o nie zawsze szczęśliwej miłości (lub wręcz o rozstaniach i czasem niebanalnie, a czasem zwyczajnie wyrażanej tęsknocie). Słowami maluje Robert proste, zatopione w deszczu, nostalgiczne obrazki i uwodzi słuchaczy niespiesznymi, opartymi na emocjach, poetyckimi wizjami. Od popadnięcia w rutynę i schematyzm chronią Talarczyka – w przypadku smutnych piosenek o damsko-męskich relacjach – pomysły kompozytorów i interpretacje.
Ale przesycone uczuciem utwory o tonacji mollowej stają się w „Słowach” także wymarzonym tłem dla pomysłów niebanalnych. Talarczyk dostrzega, że „w słowach czy w nutach czają się zwykłe cuda”. Wie o tym, co porabiają na co dzień biurowi anieli, zauważa nawet, że „bohaterowie są zmęczeni – bo bohaterów znudził świat […] Herosi ą już niepotrzebni, na bohaterów popyt spadł”. Tekstami, które silnie zakorzenione są w wyobraźni, autor nawiązuje do najlepszych tradycji piosenki literackiej (Magda Umer i Andrzej Poniedzielski w chlip-hopowych rozmowach spopularyzowali na określenie tego typu utworów hasło „piosenki z tekstem”). Jasne, że bywa miejscami wręcz infantylny, kiedy tłumaczy, że zna siedem słów i z nich składa swoje wierszyki – ale przeważają na płycie pomysły, których można Talarczykowi pozazdrościć. Nalazły się w „Słowach” fragmenty lekkie i dowcipne – jak wyznanie „Może jutro” czy czerpiąca z poetyki czarnego humoru „Piosenka trupa”, nadające całości wyrazistego charakteru. Dzieli się wreszcie Robert Talarczyk swoimi prywatnymi przeżyciami i przemyśleniami, prezentując dedykowaną żonie opowieść sprzed zaśnięcia dzieci – czyli „Kołysankę dla Jakuba i Julii”, a także zbiór wspomnień zawartych w finałowym „Wiem, że nic nie wiem”.
Talarczyk zaprasza słuchaczy do świata magicznego, świata, w którym łzy rozczarowania mieszają się z poczuciem szczęścia, a gniew przyćmiewany jest przez ironię. W świecie tym, zmysłowym i kipiącym od uczuć opowiedzianych po królewsku słowa zajmują bardzo ważne miejsce – nie tylko w autotematycznych deklaracjach. Talarczyk-tekściarz bawi się frazami, tworząc słowne dowcipy (nieboszczyk milczy jak grób i wie, że nikt go z grobu nie wykopie), ale i przemycając literackie drobiazgi, które łatwo mogą umknąć przy odbiorze tej płyty („my jesteśmy sobie pisani” – przekonuje bohater w „Witam Panią”, a pisanie – choć w skonwencjonalizowanej frazie, odsyła do tytułu krążka). Autor przechodzi od piosenek-emocji i piosenek-obrazów do cytatów rodem z krainy łagodności (nuty pana Krzysia, co smyczkiem złotym gra), buduje nastrojowe formy i sprawia, że naprawdę trudno oderwać się od słuchania. Zwłaszcza że piosenkom towarzyszą jeszcze improwizowane podczas koncertu komentarze (więc i wielbiciele charyzmy Talarczyka znajdą tu coś dla siebie).
„Słowa” to nie tylko słowa niezwykłe, ale i muzyka. Krzysztof Maciejowski, Andrzej Minkacz i Jiři Toufar sprawili, że wiele utworów zapada w pamięć. Każdy z kompozytorów ma swój rozpoznawalny styl – i każdy proponuje inne spojrzenie na utwory Roberta Talarczyka. Dzięki temu płyta nabiera bardziej zróżnicowanego charakteru, a kompozycje i aranżacje idealnie współgrają z tekstami. Robertowi podczas recitalu towarzyszyli Ewa Zug (pianino, śpiew), Krzysztof Maciejowski (skrzypce, śpiew) i Marek Andrysek (akordeon). Dla Talarczyka najważniejsza jest interpretacja utworów, ale współpracujący z nim artyści sprawili, że płyta jest także niezwykle atrakcyjna pod względem muzycznym.
„Lubię piosenkę, to ważna część mojego życia, ale nie najważniejsza. W pewnym momencie wydawało mi się, że przez muzykę można więcej powiedzieć, że piosenka daje możliwość wyrażenia czystej emocji. Gdy ktoś wychodzi na scenę i śpiewa intrygującą, ciekawą piosenkę, to po drugiej stronie widz, któremu spodoba się melodia i tekst, dużo bardziej emocjonalnie traktuje ten występ, niż gdyby był to normalny monolog” – tłumaczył Robert Talarczyk w jednym z wywiadów. „Słowa” to płyta oryginalna specjalnie dla tych, których znudziły piosenki lekkie, łatwe i pozbawione głębszej treści.
Na zdjęciu: Robert Talarczyk.
Zdjęcie zrobione 6 lutego 2011 podczas recitalu "Słowa" w Teatrze Korez.
Autor zdjęcia: Radosław Ragan
http://www.spidersweb.pl/wp-content/uploads/2011/01/facebook_like_button_big.jpg :)
OdpowiedzUsuń