czwartek, 10 lutego 2011

Robert Goolrick: Koniec świata w obrazkach

WNK, Warszawa 2011.

Rozpad świata

O motywach napisania „Końca świata w obrazkach” Robert Goolrick mówi w zakończeniu książki, w ostatnich, najbardziej przejmujących akapitach. To one nadają rytm całej historii i zamieniają ją z pozornie beznamiętnego rozrachunku z przeszłością w trudne i bolesne wyznanie. Od początku wiadomo, że w powieści pojawiają się motywy autobiograficzne – ale Goolrickowi udaje się oszukać czytelników, stworzyć dystans między doświadczonymi ciężko przez najbliższych bohaterem a jego twórcą, który mimo kreacyjnych mocy nie posiada siły demiurga i nie ma prawa ocalić postaci przed kolejnymi dramatami. Ów dystans sprawia, że zakończenie tomu wybrzmiewa tak bardzo przejmująco i nie daje o sobie zapomnieć.

Goolrick wykorzystuje w narracji rozczłonkowaną, achronologiczną pierwszoosobową relację. Kilkudziesięcioletni bohater raz przedstawia swoją aktualną codzienność, raz cofa się pamięcią do czasów dzieciństwa, przeskakuje od wydarzenia do wydarzenia, proponując migawki z dorastania i dojrzałe spojrzenie na sprawy młodości. Koncentruje się na scenach wyrazistych, zresztą – nie może być inaczej, skoro opowieść zaczyna od serii wstrząsów – i w całej relacji ani na moment nie zmienia tonu, wciąż w ten sam sposób prezentuje coraz gorsze i coraz bardziej traumatyczne wspomnienia. A zwierzenia otwiera podwójną sceną śmierci: powraca myślami do dziwnych pogrzebów rodziców, czterdziestotrzyletni sierota, na zawsze naznaczony przez okrutną pamięć. Otwarcie przyznaje się do nienawiści, której nawet odejście ojca nie zmniejszyło – nienawiści, stającej się brutalną i okrutną niewolą. Do tego dochodzi choroba brata, również widziana od strony złości w miejscu współczucia. Bohater prowadzi odbiorców przez swoje życie z agresywną niemal szczerością. Opowiada o swoim kochanku, który zdradził jego i własną żonę z innym mężczyzną, o chorobie psychicznej, która objawiała się namiętnością do samookaleczeń, o nauczycielce, która bezlitośnie wykorzystywała pracę swoich podopiecznych i publicznie upokarzała wychowanków, wreszcie, kiedy już wydaje się, że limit katastrof i rozczarowań został wyczerpany, o najstraszniejszym przeżyciu z wczesnego dzieciństwa. Koniec świata staje się pełny, kiedy swoje źródło ma na początku prywatnego świata.

Proza Goolricka jest przejmująca. Słychać w niej szelest sukni pań, przybywających na organizowane przez rodziców przyjęcia, czuć kwaśny odór rozkładającego się alkoholu, ale i lepkość krwi, spływającej z kolejnych żyletkowych nacięć. Autor wprowadza czytelników do świata zmysłów, jednak nie proponuje w żadnym miejscu doznań przyjemnych, chropowatość wyznań doskonale oddaje tu trudne przeżycia głównego bohatera, a rozczłonkowanie wspomnień przywodzi na myśl chaos i bezradność. „Koniec świata w obrazkach” oddziaływać będzie na odbiorców nie za sprawą fabularnych rozwiązań, ale głównie przez język i sposób prezentowania emocji.

„Koniec świata w obrazkach” jest również powieścią o strachu – niewyrażanym wprost, ale stale obecnym, rzutującym na egzystencję postaci, strachu, który wpływa na kolejne życiowe decyzje i bezpowrotnie niszczy szansę na szczęście. Uwolnienie się od koszmaru przeszłości dla głównego bohatera nie będzie nigdy możliwe – mimo to w narracji, która miejscami przypomina opowieści snute u psychoanalityka, skupia się on na tym, co prezentuje aktualnie i nie wprowadza czynników wiążących kolejne wydarzenia. Nie spaja doświadczeń z różnych punktów życia, pozostawia je w rozproszeniu, konsekwentnie zachowując mozaikową budowę powieści. I także przez to wewnętrzne rozbicie, przeniesione z psychiki bohatera na konstrukcję książki, sprawia, że „Koniec świata w obrazkach” jest tak przejmujący.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz