Noir sur Blanc, Warszawa 2011.
Ser i historia
Już od pierwszych stron powieści „Nos Edwarda Trencoma” widać bardzo wyraźnie, że do czynienia mieć będziemy z książką niezwykłą i godną zainteresowania. Giles Milton łączy absurdalne, lekko angielskie klasyczne poczucie humoru z brawurowym stylem, imitującym dawną narrację, a do tego ma ciekawy pomysł i na kreację głównego bohatera, i na rozwój fabuły, sięgającej kilku pokoleń wstecz. Proponuje zatem historię niezwykle zabawną, ale niepozbawioną dramatyzmu, najlepiej zresztą charakteryzuje ją podtytuł: „Powieść historyczna z mroczną intrygą i serem”. Dowcip zaakcentowany tu został nawet graficznie, przez sinusoidalny kształt linii, wpisujący się – niczym zapach aromatycznego sera – w rysunek.
Edward Trencom jest bohaterem, do którego łatwo poczuć sympatię. Arcyspecjalista w swojej dziedzinie – to jest w branży serowej – w zwykłym życiu radzi sobie trochę gorzej. Na szczęście żeni się z kobietą, która troszczy się o niego i nie zamierza nad nim dominować: Edward może w spokoju wziąć się za rozwijanie swojej pasji. Prowadzi on założony w 1662 roku sklep Trencomów – najlepszy sklep serowy w Anglii, a może i na świecie. W rozległych piwnicach trzyma czterdzieści tysięcy gatunków serów, przypominających układ świata, a sprowadzanych z różnych stron: zna zalety każdego z nich, mało tego – każdy ser potrafi rozpoznać, wyławiając z powietrza charakterystyczne dla niego zapachowe nuty. Edward Trencom znany jest z tego, że umie nawet powiedzieć, z jakiej krowy pochodziło mleko na ów ser – wyczuwa to dzięki niezwykłej konstrukcji i możliwościom nosa, nosa, który jest, podobnie jak sklep, z pokolenia na pokolenie przekazywanym skarbem rodu Trencomów.
Tyle że nad sklepem Trencomów ciąży klątwa. Czytelnicy dowiadują się o tym bardzo szybko, bohater musi odkryć tę prawidłowość: w każdym pokoleniu przytrafiały się rozmaite katastrofy, niszczące dobytek i… kosztujące życie kolejnych właścicieli. Edward znajduje rodowe dokumenty i zagłębia się w archiwach, by odkryć tajemnicę Trencomów. Ostrzeżenia przed nieuchronną klęską są aż nazbyt wyraźne – kilka razy zawodzi genialny nos Trencoma, a tajemniczy przybysz z Grecji ostrzega mężczyznę przed konsekwencjami rozdrapywania dawnych spraw. Edward Trencom może znaleźć się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Giles Milton prowadzi czytelników przez przypadki przedstawicieli różnych pokoleń, nie dbając o chronologię. Losy Edwarda przypadają na 1969 rok – ale poznamy też wielu jego przodków, zwykle – w chwilach dla nich tragicznych. To sprawia, że lektura nie będzie się dłużyć – chociaż i tak od samego początku wciąga, także za sprawą nietypowej, staromodnej, stylizowanej ale bezbłędnej narracji. Opowiadacz nie pozostaje przezroczysty, nawiązuje do pierwszych powieści – i prób nawiązania kontaktu z czytelnikiem, pozwala sobie na dowcipne uwagi i żarty, których jednak nie traktuje jak prób rozśmieszania odbiorców za wszelką cenę, ale jak racjonalne i płynące z pełnej naiwności postawy bohatera opisy faktów. Dzięki temu „Nos…” wyzwala komizm na poziomie abstrakcji i naprawdę może się podobać.
Koneserzy serowi także będą usatysfakcjonowani: opisy poszczególnych gatunków sera, jakie Trencom trzyma w swoim sklepie, spowalniają wprawdzie akcję, ale są niebywale smakowite, działają na zmysły i pozwalają oswoić miejsce istotne dla głównego bohatera. Ser staje się nieodłącznym składnikiem tej apetycznej powieści i nadaje jej nieczęsto spotykanego w „powieściach historycznych z mroczną intrygą” blasku.
„Nos Edwarda Trencoma” to tom przesycony nie tylko zapachem sera, ale też zaraźliwym optymizmem, dzięki któremu mroczna intryga nie wygląda tak bardzo przerażająco, a historia staje się żywą tkanką. To powieść napisana z pomysłem, zrealizowana bez zarzutu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz