Niebieska Studnia, 2010.
Czarująca
Dwa słowa z recenzji pojawiają się na pierwszej stronie okładki „Zaginionej księgi z Salem” – „Mroczna” (według „People”) i „Czarująca” („New York Daily News”) – o ile czarującą można tę publikację określić, wykorzystując ładną migotliwość znaczeniową, o tyle „mroczna” to uwaga zupełnie chybiona. O powieści Katherine Howe powiedzieć można wiele, ale na pewno nie to, że jest mroczna. To świetne czytadło obyczajowe z nutką magii – ale sfera fantastyki, tak modnej w popkulturowych historiach ostatnich lat, uzupełnia tu jedynie sceny z codziennego życia młodej bohaterki. Czary stanowią katalizator fabuły – ale nie przyćmiewają wątków naturalnych, nie porządkują świata i nie narzucają mu własnych reguł, dzięki czemu nawet odbiorcy niegustujący w literaturze fantasy cieszyć się mogą lekturą.
Katherine Howe buduje ładną, niezbyt szybką opowieść, wiążącą dwie płaszczyzny czasowe. Bohaterką współczesną (z 1991 roku) jest Connie, młoda kobieta, doktorantka na wydziale historii Harvardu. Bohaterką z przeszłości – Deliverance Dane, jedna z kobiet oskarżonych w procesie czarownic z Salem. Connie musi znaleźć materiały do prac badawczych: na pośpiech nalega jej promotor, wykładowca, który zachowuje się coraz dziwniej i wprowadza element niepokoju. Bohaterka chce wykorzystać wakacyjną przerwę na uporządkowanie i przygotowanie do sprzedaży domu po babci. W trakcie pracy trafia na tajemnicze znalezisko, które wyznacza kierunek jej poszukiwań. Connie zagłębia się w tajemnice z przeszłości, śledzi losy Deliverance i jej potomkiń, a u siebie dostrzega pewne nadnaturalne zdolności. Pracy historyka nie poświęca jednak całej uwagi, gdyż poznaje przystojnego konserwatora zabytków, Sama. Nie wie, że ze względu na tę znajomość będzie musiała szybko nauczyć się uprawiania magii i wykorzystać wrodzone umiejętności.
W powieści Katherine Howe do czynników „czarujących” – oprócz, oczywiście, serii zaklęć, niezwykłych uzdrowień i zdolności, jakie posiadają potomkinie Deliverance Dane, czarująca jest też pełna spokoju atmosfera. Nawet kiedy Howe prezentuje wydarzenia tajemnicze, groźne i nieprzyjazne dla bohaterów, trudno pozbyć się wrażenia harmonii i opanowania pisarskiego – to sprawia, że „Zaginiona księga z Salem” będzie dostarczać rozrywki i wytchnienia, ale nie strachu. Howe ładnie prowadzi różne wątki książki, kiedy przeskakuje do siedemnastego wieku nie archaizuje przesadnie języka, ale też daje odczuć różnice czasowe i kulturowe. Przeplata ze sobą dwie opowieści: wybrane sceny z życia Deliverance i jej córki oraz – wakacyjną teraźniejszość Connie, dzięki czemu czytelnicy wiedzą więcej niż główna bohaterka i nie są skazywani na domysły badacza historii.
Dla samej autorki ważniejsze jest co innego: kwestia czarów w Salem. Katherine Howe to doktorantka historii w Boston University, a w jej drzewie genealogicznym znajdują się skazane niegdyś za czary kobiety. Howe proponuje nowe spojrzenie na historyczne interpretacje – nikt dotąd nie pytał, czy czarownice z Salem faktycznie nie potrafiły czarować. To podejście roztapia się w narracji, odbiorcy nie będą nim zarzucani i męczeni – wielka w tym zasługa autorki, która idealnie przetworzyła własne fascynacje na literaturę. Jest tu także mikrowątek gender: obecność jednej z profesorek lekko wskazuje na ten kierunek poszukiwań, zresztą promotor Connie przedstawiony jest jako szowinista – na szczęście autorka nie rozwija specjalnie tej myśli i nie zamęcza czytelników kolejnym modnym zjawiskiem.
„Zaginiona księga z Salem” urzeka więc precyzją w konstruowaniu kolejnych scen, pomysłowością – ale też realizacją tematu, stale przecież ostatnio obecnego w popkulturze. To jedna z tych pozycji, do których chce się wracać dla samej przyjemności śledzenia stonowanej, dobrze przemyślanej opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz