„Najsilniejszy efekt wywiera czasem najdelikatniejszy ruch kamery” – przekonuje Christopher Kenworthy w tomie „Ujęcia mistrzów. Techniki filmowania lustrzanką lub kamerą cyfrową”. Autor tej publikacji, związany z branżą filmową, uczy, jak za pomocą prostych chwytów i technik operator oraz reżyser mogą ułatwić sobie pracę. Tytuł jest podwójnie mylący (efekt tłumaczenia): po pierwsze bowiem nie ma tu omówień scen artystycznych, a przykłady w większości pochodzą z popkulturowych produkcji i filmów kierowanych do masowego odbiorcy. Po drugie – z tomu skorzystać mogą amatorzy, twórcy filmów niskobudżetowych, ale nawet fachowcy w tej dziedzinie – nie warto zatem ograniczać kręgu czytelników do użytkowników kamer cyfrowych i lustrzanek – także właściciele profesjonalnego sprzętu lekturą będą usatysfakcjonowani. Wskazówki z tej książki mają pomóc przy uzyskaniu najlepszych efektów jak najmniejszym kosztem – i ewentualnie w tym kontekście można sugerować, że mamy do czynienia z poradnikiem dla amatorów.
Przejrzysta konstrukcja „Ujęć mistrzów” jest jednym z dużych atutów pozycji wydanej przez Galaktykę. Kolejne porady dotyczą określonych sytuacji, które mają pojawić się w filmie, zajmują zwykle niepełną stronę i ograniczone są do naprawdę niezbędnych komentarzy. Mieszczą się tu przeważnie wskazówki techniczne, dotyczące prowadzenie kamery, omówienie wpływu danej techniki na efekt w filmie (oraz na rodzaj reakcji publiczności). Do tego dochodzą podpowiedzi o rodzaju używanych obiektywów, zasadach komponowania kadru, dynamizowania scen statycznych i budowaniu napięcia. Kenworthy celowo nie proponuje rozwiązań najprostszych, wykorzystywania cięć i zmian dokonywanych podczas montażu, tam, gdzie to możliwe, wybiera płynny ruch kamery. Zwraca uwagę na to, by praca operatora stała się dla przeciętnego odbiorcy niewidoczna, wiele razy podkreśla znaczenie sprawnego prowadzenia kamery. Pomaga eliminować błędy, tłumacząc prawidłowe komponowanie scen – czasem prowadzi za rękę filmowców-amatorów, nakazując im na przykład utrzymywanie oczu bohatera w tym samym punkcie kadru podczas zbliżania lub oddalania kamery. Do tego dodaje narrację lekką i przejrzystą, zdarza mu się w argumentacji podeprzeć wizją tworzonego dzieła i – jego odbioru.
Równie ważnym elementem jak tekst jest tu jednak warstwa graficzna – zawsze towarzysząca komentarzowi. Pojawiają się przy każdym rozdziale trzy ilustracje – pierwszą (na czarny tle) stanowią kadry z wybranego filmu. Drugą (tło szare) schemat z zaznaczonymi strzałkami ruchami kamery oraz aktorów, a także z punktem i sposobem ustawienia kamery. Trzecią wreszcie ilustrację stanowi „kadr” stworzony w komputerowym programie do animacji ruchu postaci. Oczywiście w tego typu wydawnictwie przydałoby się raczej zestawienie fragmentów filmów, ale zapewne byłoby to zbyt trudne do zrealizowania i zwiększyłoby koszt tomu.
Książka pomoże czasem przy wzbogacaniu fabuły. Najważniejsze wydaje się jednak stwierdzenie autora: "Współcześni widzowie doskonale znają techniki filmowe. Trudniej więc niż kiedykolwiek wcześniej sprawić, by podskoczyli [ze strachu]". Zaletą publikacji będzie odejście od standardowych ujęć na rzecz prób zaskakiwania wymagających odbiorców.
Od początku widać, o jakie filmy chodzi: Kenworthy wybiera bowiem sceny typowe dla produkcji rozrywkowych. Interesuje go filmowanie pościgów, scen walki, sygnalizowanie suspensu, budzenie lęku lub ciekawości czytelników, sceny w samochodzie – po kwestie „obyczajowe” – rozmowy, kłótnie, rysowanie zauroczenia postaci, sceny pocałunku, aż po seks na ekranie. Rozpiętość tematyczna jest imponująca, ale i tak przewagę ma budowanie napięcia i strachu. Cenne w „Ujęciach mistrzów” jest także to, że autor zdaje sobie sprawę z oczekiwań odbiorców, wie, które ujęcia i techniki już się widzowi opatrzyły – i jak ominąć pułapki stereotypowego spojrzenia na scenę. Jego tom będzie dobrą podpowiedzią dla tych, którzy chcą filmem opowiadać rozmaite historie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz