piątek, 5 listopada 2010

Richard Paul Evans: Stokrotki w śniegu

Znak, Kraków 2010.

Opowieść wigilijna na bis

Od wielu lat lekturą obowiązkową podczas świąt Bożego Narodzenia jest „Opowieść wigilijna” Dickensa, przetworzona przez liczne adaptacje filmowe i powracająca w kolejnych historiach dla różnych grup odbiorców. Magiczna przemiana Ebenezera Scrooge’a znana jest chyba wszystkim i nie zanosi się na to, by w hierarchii bożonarodzeniowych fabuł została przez inny pomysł zdetronizowana.

Wyzwanie Dickensowi próbuje rzucić Richard Paul Evans tomem „Stokrotki w śniegu” – nie da się jednak ukryć, że ten autor pozostaje pod silnym wpływem „Opowieści wigilijnej”, a chęć rywalizowania z arcydziełem wiąże mu ręce i krępuje wyobraźnię. W efekcie w „Stokrotkach w śniegu” silne ślady „Opowieści wigilijnej” są. Można by nawet zaryzykować twierdzenie, że Evans powiela szkielet konstrukcyjny pomysłu Dickensa, a swoją realizację dawnej fabuły po prostu odziera z motywów niesamowitych, uwspółcześnia i baśniowość zastępuje przez natrętny chwilami optymizm.

Główny bohater „Stokrotek w śniegu”, James Kier, to człowiek przeraźliwie bogaty i pozbawiony skrupułów. Tak jak jego literacki poprzednik, za nic ma święta Bożego Narodzenia: liczą się dla niego tylko zyski. W dążeniu do bogactwa krzywdzi wiele osób, nie oglądając się na względy sentymentalne czy więzy przyjaźni. Traci bliskich na własne życzenie, okrutnie traktuje rodzinę i znajomych. Żonie wręcza pozew rozwodowy w dniu, gdy ta dowiaduje się o raku. Obowiązkowa przemiana bohatera następuje dość szybko i nieszczególnie wyraziście została zaakcentowana: na skutek nierzetelności jednego z dziennikarzy James Kier znajduje w gazecie… swój własny nekrolog. Przez moment ma szansę obserwować reakcje współpracowników i żonę, która jako jedyna staje w jego obronie, przywołując pamięć o przeszłości Kiera. Nie jest to przemiana tak spektakularna i malownicza jak w „Opowieści wigilijnej” – ale i James Kier zaczyna zastanawiać się nad sobą. Z pomocą swojej asystentki zbiera informacje o najbardziej niegdyś skrzywdzonych znajomych i staje przed nimi, by odkupić winy. Nie jest to zadanie łatwe: ludzie wciąż pamiętają o doznanych krzywdach – widok skruszonego prześladowcy nie wyzwala zaufania, za to często rodzi agresję. James Kier będzie potrzebował cierpliwości, by naprawić stare błędy lub przyjąć ich konsekwencje.

Różnicy między „Stokrotkami w śniegu” a „Opowieścią wigilijną” praktycznie nie ma: w obu przypadkach autorzy prezentują wyimki z życia ofiar – i obraz nawróconego prześladowcy. Tyle tylko, że Dickens atmosferę buduje przez symbole i odwołania do sfery onirycznej, a Richard Paul Evans wybiera dosłowność i realizm. Dickens kieruje swoimi bohaterami – Evans w większej części tomu pozwala kierować sobą, dbając o to, by przesadną ingerencją w okrutny świat biznesu nie zniszczyć wiarygodności konstrukcji. I tak nadwątla ją cukierkowym w pewnym momencie rozwojem akcji – ale na to już w bożonarodzeniowej konwencji może sobie pozwolić.

Najzabawniejsze jest to, że oskarżenia o wtórność historii nie zaburzą wcale przyjemności lekturowej. Będzie tu kilka momentów wzruszających – mimo świadomości celów autora. Przesadzone i przesłodzone sceny nie przyczynią się do przekreślenia tej książki: czyta się ją sympatycznie bez względu na podobieństwa do dzieła Dickensa. „Stokrotki w śniegu” niczym nie zaskoczą – ale też nie po to zostały napisane. Być może Richard Paul Evans zasygnalizuje tym tomem innym pisarzom, że warto tworzyć nastawione na marketingowy sukces opowieści bożonarodzeniowe – oby zatem przyszłe utwory z tej półki trzymały poziom „Stokrotek”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz