poniedziałek, 29 listopada 2010

Małgorzata Gintowt: Szalik dla Mikołaja

WAM, Kraków 2010.

Dla najmłodszych

O tego typu publikacjach zwykle nie pisze się pełnowymiarowych recenzji: wydawane na kartonie książeczki dla najmłodszych dzieci mogą co najwyżej posłużyć jako przykład w tekście krytycznoliterackim czy omówieniu tendencji na rynku literatury czwartej – trudno się temu dziwić, skoro ilość znaków nie przekracza tu zwykle ram jednego rozbudowanego zdania, a sposób wydania nie stwarza większych możliwości komentowania. A jednak te kartonowe tomiki stanowią przecież ważny element w rozwoju dziecka, zapewniają pierwszy kontakt z lekturą – pierwszy samodzielny kontakt. Publikacje wydane na kartonie maluchy mogą potraktować jak zabawkę bez obaw, że delikatny papier zostanie podarty a książeczka – zniszczona. Tekturowe kartki pozwolą na ćwiczenie niewprawnych jeszcze paluszków, stanowią zapowiedź nieznanej i raczej nieuświadamianej lekturowej przygody. W książeczkach o twardych stronicach na dalszy plan schodzą prezentowane historie, mikrofabułki dla dorosłych niewarte uwagi. Tu licz się przede wszystkim możliwość poznania nowej zabawki, zabawki, która może potem kusić i urzekać.

Małgorzata Gintowt umie budować bajkowe, proste fabułki i okraszać je miłymi dla ucha rymowankami – to autorka sprawdzona, można sięgać po jej krótkie historyjki dla dzieci bez obaw. Nie pozwala krzywdzić swoich bohaterów, stawia na spokój i beztroskę. W kartonowej książeczce „Szalik dla Mikołaja” nie próbuje nawet prezentować jakichkolwiek przygód. To zaledwie dwanaście wersów o tym, że „robi babcia Kaja szal dla Mikołaja”. Fabuła nie jest zbyt porywająca – to fakt. Ale wierszyk udany, mimo że nic się w nim nie dzieje (poza pracą babci). Utworek przynosi obietnicę czegoś miłego: w końcu Mikołaj to dostarczyciel prezentów – czekanie na koniec robótki babci będzie zatem uwieńczone wizytą spodziewanego gościa.

Ilustratorka w tej książeczce nie stara się specjalnie o wywarcie dużego efektu na odbiorcach, co ma związek z wiekiem grupy docelowej tomiku. Jej rysunki to opracowane komputerowo grafiki, podstawy tworzą proste kształty geometryczne. Postacie są dopracowane nawet w szczegółach (co w tego typu publikacjach w ostatnich latach przestało być normą), ale raczej nie nadają się na bohaterów kreskówek. Katarzynie Dąbrowskiej chodzi jednak o zilustrowanie ograniczonego do minimum tekstu i powtórzenie obrazkiem treści zamieszczonych na każdej stronie wersów. Ilustratorka rozrzuca postacie i motywy w przestrzeni, nie dba o to, by zapanować nad tłem, zresztą dzieci i tak nie zwróciłyby na to uwagi, niezdolne jeszcze do analizowania większych fragmentów obrazków. Na komputerową obróbkę wskazują nie tylko idealne wypełnienia kształtów, dopracowane bez zarzutu krawędzie, ale także kolorowe kontury: ta decyzja pociąga za sobą zwiększenie dynamiczności rysunków, ale jednocześnie – paradoksalnie – lekkim zatraceniu ich pierwotnej wyrazistości. Kolorowe kontury także oddalają wrażenie komisowości, służą raczej budzeniu zainteresowania niż rzeczywistemu obramowaniu krawędzi rysunków. Kolejnym zabiegiem, na jaki decyduje się Dąbrowska, jest używanie pastelowych odcieni – i to rozwiązanie daje się łatwo wytłumaczyć: w książeczce, w której każdy motyw składa się z kilku zwykle kontrastujących ze sobą kolorów oraz barwnego konturu wykorzystanie czystych i nasyconych kolorów zaowocowałoby nadmierną jaskrawością i w konsekwencji – graficznym chaosem. Złagodzenie natłoku barw to niezbędny w tej sytuacji kompromis: gdyby nie pastele, trzeba by było zrezygnować z któregoś z pozostałych elementów rysunków. Obrazki są tu oczywiście uproszczone, bajkowe, a nie realistyczne, i powinny trafić do przekonania maluchów, a przynajmniej zaintrygować je na tyle, by chciały potraktować tomik jako ciekawą i atrakcyjną zabawkę.

Duże i drukowane litery to z kolei nie tylko następna ozdoba książeczki (niestandardowa czcionka i kolor – w „Szaliku dla Mikołaja” nie ma w ogóle czerni), ale i ukłon w stronę starszego rodzeństwa małych odbiorców pozycji wydanej przez WAM – na tej publikacji można też uczyć maluchy czytania, tekst jest łatwy do zapamiętania, rytmiczny (ale nie sylabotoniczny), więc połączenie ciągu znaków z zachowanym w umyśle wierszykiem nie będzie nastręczał większych trudności. Dzieci mogą czytać młodszym, dorośli swoim pociechom – ale najważniejsze, że na lekturze wierszyka, który daje poczucie bezpieczeństwa i spokoju się nie skończy – potem przyjdzie czas na zabawę, na samodzielne przewracanie kartonowych stron i oglądanie książeczki. A o to przecież chodzi.

2 komentarze:

  1. Anonimowy17/1/11 17:21

    Autorka to moja mama... :) Ale nie zbyt się chwaliła o istnieniu tych bajeczek. A teraz ja 19 stycznia kończę 12 lat i takie bajki to nie dla mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy30/1/11 12:08

    Brawa za wnikliwość i błyskotliwość autorki bloga:)

    OdpowiedzUsuń