środa, 18 sierpnia 2010

Władysław Aniszewski: Felek

występuje: Władysław Aniszewski
scenografia: Adam Peringer
adaptacja i reżyseria: Ewa Tomaszewska
Chorzowski Teatr Ogrodowy, edycja 4. (Chorzowski Teatrzyk Ogródkowy), 14.08.2010.


Czy widział pan Felka?



Jest ich dwóch: Felek i Władek. Różnią się tym, że Władek ma dwie ręce i dwie nogi, a Felek tylko bibułkowy tułów. I może jeszcze tym, że Felek czasami się gubi, więc Władek musi go szukać, rozpytując wszystkich w okolicy, czy nie widzieli jego przyjaciela. A że Felek ma niebanalne pomysły – sprawia niekiedy trochę kłopotów Władkowi. Aha, zapomniałabym dodać: Felek jest pacynką (dość dużą pacynką), a Władek to Władysław Aniszewski, aktor i animator Felka. Łatwo o tym zapomnieć, kiedy ogląda się spektakl zatytułowany po prostu „Felek”, bajkę dla dzieci – bajkę, mającą szansę podbić także serca dorosłych.

Zmartwiony pan w meloniku i z dużą, kraciastą walizką, na pierwszy rzut oka przypomina czarodzieja, choć przecież zachowuje się zupełnie zwyczajnie. Wypytuje spotkanych ludzi o Felka, woła go i przejmuje się nieobecnością przyjaciela, który w tym czasie… spokojnie siedzi na jego plecach. Odnaleziony Felek niemal natychmiast staje się wyśmienitym kompanem – nieco upartym i broniącym własnego zdania, ale przecież pociesznym i miłym. Felek przypomina trochę muppety: ma wyłupiaste oczy, na głowie kolorowy czubek i szerokie usta. Ma też – czego na pierwszy rzut oka nie widać – złote serce: nawet jeśli dokucza Władkowi, robi to życzliwie i dla zabawy.

Władek jest trochę głodny, a w bajkowym świecie najłatwiej jedzenie wyczarować. Pod warunkiem, że zna się odpowiednie zaklęcia. Kraciasta walizka zamienia się w olbrzymi stół, na którym można położyć melonik. Melonik niewielki, ale da się do niego włożyć rękę aż po ramię. A potem już kolejne rekwizyty wyczarowywane z kapelusza staną się pretekstem do opowiadania bajek – z wierszyków pisanych dla najmłodszych. Z jajka wykluje się kurczę blade, a trzy jabłka zmienią Felka w pełzającego robaczka, co miał chęć na befsztyczek. Kanapka (chleb z masłem) sprowokuje natomiast Felka do odegrania w pojedynkę sztuki, w której występuje kilka różnych postaci. I ta bajka, bajka, w której Aniszewski znika za stołem, pozostawiając dzieci z Felkiem i w pełni udowadnia swój kunszt aktorski. Oto bowiem pacynka nie tylko dyskutuje sama ze sobą różnymi głosami, ale jeszcze przebiera się na oczach rozbawionej publiczności (odpowiednio przygotowane maski z ogromnymi otworami gębowymi zapewniają niewyobrażalne wprost metamorfozy Felka).

Felek bardzo szybko ożywa na oczach dzieci: funkcjonuje nie tylko wtedy, gdy jest trzymany przez Aniszewskiego: potrafi też sam ciągnąć w swoją stronę stół, siłując się z przyjacielem – nie jest tylko kukiełką, mechanicznie kłapiącą pyszczkiem. Niesforny i dowcipny budzi sympatię, nawet jeśli właśnie walczy ze swoim kompanem. Władek, zepchnięty do defensywy, wysila się za dwóch, lecz i tak w pewnym momencie okazuje się jedynie dodatkiem do Felka.

„Felek” to przedstawienie niezwykle precyzyjne i malownicze. Nie ma tu miejsca na improwizację czy „luźniejsze” fragmenty. Liczy się nie tylko interpretacja znanych i zapomnianych już wierszyków (podczas oglądania spektaklu zapomina się, że jego materię stanowią w dużej części partie literatury czwartej), ale i dynamika, podwojona gra aktorska: ani Władek, ani Felek nie mogą sobie pozwolić na dekoncentrację czy wypadnięcie z roli – chociaż uwagę widzów przyciągają na przemian. Władysław Aniszewski doskonale wie, że dla dzieci grać musi lepiej niż dla dorosłych – nie lekceważy swoich małych odbiorców, a ci odpłacają mu ogromnym skupieniem i radością.

Od strony technicznej spektakl nie jest wymagający: aktorowi wystarczy malutka scena i mikrofon. Całą przestrzeń teatralna mieści się w walizce z ogromną ilością schowków. „Felek” to przedstawienie, od którego nie można oderwać wzroku, bez względu na to, czy ma się lat pięć, czy pięćdziesiąt.



Foto: Radek Ragan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz