Przesadzanie, czyli czego nie widać
Zasłyszane przy kasie Korezu:
- Co dzisiaj gracie?
- Dwa.
- A które?
I już od tytułu pojawia się problem. Bo niby dlaczego „2”? Że na scenie dwoje aktorów? Bzdura, równie dobrze mogłoby grać piętnastu, tyle że trudno byłoby im się pomieścić w garderobie Korezu, no i musieliby się dzielić wypłatą. To może „2” ze względu na pojawiające się w barze pary? Ale co wtedy zrobić z dodatkowymi relacjami, które nawiązują się między głównymi i dalszoplanowymi bohaterami? Dama z lisem, zmęczona opieką nad „swoim starym”, kocha się skrycie w tłustym i różowym rzeźniku, właścicielka baru marzy, by porwał ją pewien sympatyczny starszy pan. Ulubieniec publiczności, lowelas Ćma, podrywa każdą dziewczynę w zasięgu wzroku. Zamiast duetów tworzą się więc całe sieci wzajemnych relacji, intryg i miłostek. Czyli nie tędy droga.
Wytłumaczenia tytułu trzeba zatem szukać poza sceną. „2” nie oznacza jednak przeciętnej liczby widzów, oglądających spektakl, bo z reguły na tym przedstawieniu Korezu sale pękają w szwach. Wystarczy jednak wzrok skierować ku kabinie realizatorskiej, by cały sekret się wyjaśnił: „2” nazywa się „2”, bo jest obsługiwane przez dwóch technicznych, realizatora światła (Sławek Jastrzębski) i realizatora dźwięku (Sergiusz Brożek, znany w niektórych kręgach jako Naczelny Ogrodnik). Żeby było ciekawiej, Sławek zgrywał z Sergiuszem efekty dźwiękowe, z kolei Sergiusz jest reżyserem światła w „2”. Skoro tak, recenzja spektaklu powinna być poświęcona właśnie im, niewidocznym na co dzień twórcom.
„2” to spektakl, w którym przestrzeń sceniczna budowana jest przede wszystkim światłem i dźwiękiem. Jedyne elementy scenografii to atrapa szafy grającej, stół i dwa krzesła. Reszta istnieje dzięki duetowi Brożek-Jastrzębski. Ktoś mógłby zapytać (pozdrowienia, Darku!), czy nie wystarczyłoby oświetlenie sceny czterema reflektorami. Ale to światła podkreślają w „2” nastrój chwili, a nawet pomagają uwypuklić charaktery przebywających w barze par. Trudno wyobrazić sobie Ćmę i Krysię bez motywów dyskotekowych, grubasy bez poświaty z telewizora, a dominę bez różowego odblasku rodem z klubu nocnego. Mirosław Neinert, walczący o drinki z wyimaginowanymi przeciwnikami, byłby groteskowy bez punktowego reflektora. Światła są niezbędne przy metamorfozach postaci, pełnią rolę narratora, sugerują i symbolizują treść kolejnych scenek.
Prawdziwym majstersztykiem w „2” jest jednak oprawa dźwiękowa. Inicjujący sztukę kawiarniany gwar wprowadza widzów w atmosferę zadymionego lokalu. Fragmenty wybieranych przez gości piosenek świetnie uzupełniają kolejne dialogi. Jednym z ciekawszych zabiegów jest jednak podłożenie dźwięków do gestów barmanów: nalewanie piwa, szampana czy soku ilustrują tu kolejne sample. Sergiusz Brożek wykazać się tu musi idealnym wyczuciem chwili, by trafić z odtworzeniem dźwięku w odpowiedni moment. Nie wolno mu stracić czujności: zdarza się, że aktorzy, pamiętając o nalanym a niewypitym drinku, rezygnują z wpisanych w scenariusz gestów. Realizator dźwięku ma w „2” bardzo odpowiedzialne zadanie, gra toczy się czasem o ułamki sekund, wszystko musi być perfekcyjnie dopasowane.
W zwykłym odbiorze spektaklu nie da się zauważyć porozumienia, jakie łączyć musi realizatorów i aktorów. Niby wiadomo, że szafę grającą uruchamia się na trzy (moneta, wybór piosenki, start), ale… Dyrektor Korezu wiele razy od tej reguły odchodził. Tymczasem naciśnięcie startu staje się sygnałem do jednoczesnej zmiany świateł i włączenia muzyki. Zajęci obserwacją aktorów realizatorzy nie mają czasu umawiać się na synchronizację działań.
I tak na scenie toczy się w „2” opowieść wciągająca, a w kabinie realizatorskiej, której namiastkę stanowi w MCP zwykły stół, rozgrywa się nie mniej absorbująca historia, historia, o której mało kto wie…
Pod stołem realizatorskim leżał i opinie spisywał
Pies Ogrodnika
("Sztajgerowy Cajtung" - wersja poszerzona)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz