środa, 4 sierpnia 2010

Anna Maria Goławska: Włochy. Podróż na południe

Nowy Świat, Warszawa 2010.


Sztuka, kuchnia i koty

Jest coś takiego w książkach Anny Marii Goławskiej, czemu trudno się oprzeć. Może to harmonijna i pełna spokoju narracja, może zamiłowanie do sztuki, kotów i dobrego jedzenia, może po prostu miłość do Włoch – faktem jest, że po arcyciekawym tomie „Toskania, Umbria i okolice” proponuje nam ta autorka kolejną historię podróżniczą, tym razem kierującą czytelników na południe Włoch. Wydany przez Nowy Świat tom staje się połączeniem przewodnika literackiego i dziennika – autorka szczególnie często odnosi się do zapisków Jarosława Iwaszkiewicza i Michała Wiszniewskiego, konfrontując spostrzeżenia tych postaci z własnymi, odległymi w czasie a przecież podobnymi pod względem doznań odczuciami. Książka „Włochy. Podróż na południe” to zestaw refleksji i notatek, wzbogaconych o wiadomości o miejscowej kulturze i zwyczajach.

Anna Maria Goławska nie przytłacza czytelników nagromadzeniem faktów. Chociaż informacji jest tu rzeczywiście bardzo dużo, nie mogą one znużyć odbiorców, bo przefiltrowane są przez nieustającą opowieść o odkrywaniu włoskiego stylu życia. Wszelkie dane okrasza autorka subiektywnymi uwagami, wiedzę o zabytkach i miejscach godnych polecenia obudowuje pamiętnikarsko-reportażową narracją. Nie oddziela przewodnikowych wskazówek od porad prywatnych, zachowuje się za to jak dobry gospodarz, szczery i wart zaufania. Goławska chętnie pisze o odwiedzanych, a czasem przypadkowo odkrywanych, miejscach, a jeszcze chętniej – o ludziach, których spotkała na swojej drodze: o tych życzliwych bratnich duszach, dzięki którym udało się znaleźć ciekawe miejsca czy tanie noclegi. Nie ma w tym tomie prób uogólniania, nie ma poszukiwań szerokiej i trafnej charakterystyki mieszkańców – dla autorki liczą się napotkane jednostki, nie truizmy i wnioski wysnuwane na szybko według innych książek.

Można tę publikację pokochać ze względu na smakowitą narrację: Goławska rozkoszuje się dziełami sztuki, perłami architektury, ale nawet zwyczajnym życiem – i swój zachwyt potrafi przekuć na równie atrakcyjną opowieść. Bez zarzutu przedstawia także doznania kulinarne: jej książka jest najlepszą zachętą do rozsmakowania się w kuchni włoskiej – choć przepisów w niej nie ma. Stosuje tu autorka sprytne zabiegi, czasem rozwodzi się nad odkrytym właśnie daniem, innym razem przenosi się myślami do własnych odczuć z daną potrawą związanych. Opisy dotyczące jedzenia są w książce równie zmysłowe, co przedstawienia architektury i sztuki. Ale Goławska znalazła motyw, który wyróżnia ją z coraz bardziej obszernej (głównie za sprawą toskanianów) półki z literaturą autobiografiującą, powiązaną z Italią: to koty. I Anna Maria Goławska, i Grzegorz Lindenberg, to miłośnicy tych futrzastych stworzeń – i do zachwytów nad dorobkiem kulturowym dołączają wciąż drobne opowiastki o spotykanych we Włoszech kotach. Są tu biedne, wychudzone i przestraszone kocie maleństwa, dokarmiane przez parę specjalnie noszonym w tym celu kocim jedzeniem, są koty rozleniwione i wygrzewające się na słońcu w starych murach. Zyskują one miejsce w reportażowej opowieści, trafiają także na zdjęcia (podobnie jak w tomie „Toskania, Umbria…” książkę zamyka zestaw fotografii) – można więc podzielać zachwyt autorki nad tymi stworzeniami.

Goławska przytacza całe mnóstwo ciekawostek, anegdot zrodzonych pod wpływem chwili i opowieści, które nadają książce lekkości. „Włochy. Podróż na południe” to subiektywny przewodnik, ale też pozycja obowiązkowa dla tych wszystkich, którzy wybierają się do Italii – i dla tych, którzy wolą podróżowanie palcem po mapie przy sycącej, spokojnej lekturze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz